Poszedłem z wizytą duszpasterską – kolęda 2022/23

0
135

Poproszony o pomoc przez proboszcza parafii, u którego od blisko 6 lat pomagam w niedzielę, święta i uroczystości poszedłem na kolędę – w okresie poświątecznym. Było to moje pierwsze kolędowanie po długich latach przerwy związanej z posługą jaką pełnie w mojej diecezji.

W czasie wizyty duszpasterskiej odwiedziłem kilkanaście rodzin, z którymi się wspólnie pomodliłem, u których poświęciłem mieszkanie, rozmawiałem i błogosławiłem, a nawet zjadłem obiad.

To ciekawe, że świat się zmienia, okoliczności się zmieniają, a Kościół trwa. Ludzie są niesamowicie otwarci, chętni do rozmowy, również na trudne tematy, których nie unikają i których i ja nie unikałem. Tak, trzeba było mi się zmierzyć – przynajmniej w dwóch mieszkaniach – z trudnymi pytaniami dotyczącymi stanu Kościoła, zachowań duchownych, oraz innych trudnych sytuacji, wydarzeń, które były i są w Kościele. Nie wolno unikać, zbywać i uciekać od trudnych pytań – trzeba rozmawiać i zmierzyć się z nimi, nawet wtedy, kiedy mówię za innych, bo sprawy te mnie osobiście nie dotyczą, a dotyczą wspólnoty Kościoła, w którym posługuję.

Kolęda to czas modlitwy, słuchania, ale również czas spotkań – pięknych spotkań z ludźmi, z naszymi wiernymi, których nie zawsze, powiem, nie często mamy w kościele. – Proszę księdza, ja nie chodzę zbyt często do kościoła… – w naszej parafii ja bywam bardzo rzadko, jeżdżę do śródmieścia, tam gdzie kiedyś mieszkałam i tam chodzę do kościoła… – księże mam małe dzieci, i sam ksiądz rozumie, jak nie ja, to moja żona, ktoś musi być z nimi w domu, bywamy rzadko. Taki i podobnych stwierdzeń usłyszałem wiele, ale… to pokazuje, że jeśli idziemy na kolędę do wszystkich, a nie tylko do wybranych – tzn. na tzw. zaproszenia – to mamy okazję – jedyną, niepowtarzalną i wyjątkową – spotkać i tych, którzy do kościoła nie chodzą i z pewnością tego zaproszenia byśmy od nich nie otrzymali. To jest okazja, to jest szansa, którą albo stracimy, albo wykorzystamy – bo… to, co napiszę będzie zarówno pyszne jak i brutalne – jakiego księdza spotkają wierni na kolędzie, taki będą mieli obraz Kościoła. Może to się wydawać dziwne, ale… niestety tak nas postrzegają, widzą, oceniają nasi wierni, i poniekąd mają rację. Zaskakujące, ale prawdziwe.

Szkoda że, nie zawsze, nie wszyscy, nie za każdym razem wykorzystujemy tę szansę, którą otrzymujemy od naszych wiernych. Mam w zwyczaju, że zawsze po modlitwie pytam, czy mogę choć na chwilę usiąść i zamienić kilka zdań z mieszkańcami domu, który odwiedzam. To nie jest czas na dysputy, ale choćby na chwilę rozmowy, której obie strony potrzebują. Rozmowy, która nie zawsze jest przyjemna – bywa i tak. Nauczyłem się tego od mojego pierwszego księdza proboszcza, że nigdy nie biorę sam ofiary kolędowej. Czasem bywa, że gospodarze krzyczą za mną w przedpokoju, a bywa i tak, że czekają na mnie, aż wyjdę z kolejnego mieszkania – i wręczając mi ofiarę słyszę – zapomniał ksiądz kolędy! Nie zapomniałem, ale zawsze odpowiadam, że jeśli Państwo mają pragnienie złożenia ofiary, to sami mi ją wręczą – to wasz dar na Kościół.

Podczas tegorocznej kolędy miałem także bardzo ciekawe zdarzenie. Wchodzę do jednego z domów, w którym drzwi otwiera mi starsza pani. Prowokacyjnie zadaję pytanie – czy my się znamy? Zazwyczaj padają różne odpowiedzi, bo kto chodzi na niedzielne poranne liturgie to mnie kojarzy, kto chodzi później, lub wcale, ten mnie nie zna. Starsza kobieta odpowiada – pewnie ksiądz K…. – niestety nie! – odpoaidam. – To może ksiądz P…. – Tak, dokładnie. Odpowiedziałem. – To może… – pyta dalej kobieta ksiądz mam Mamę, która ma na imię…. ? Tak, mam. –odpowiedziałem ze zdziwieniem. – Bo widzi ksiądz, księdza Mama chodziła z moją córką do jednej klasy. – odpowiedziała starsza pani. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy usłyszałem takie słowa. Ja nie znam ludzi, a ludzie mnie znają, ba znają i moich najbliższych. I takie historie mogą przydarzyć się na kolędzie, historie, które mocno zaskoczą.

Czy zatem iść na kolędę, czy nie iść? Ktoś powie… byłeś kilak razy i piszesz o kolędzie, a pochodź sobie przez miesiąc, wcześniej mając kilka godzin katechezy w szkole. Będziesz miał serdecznie dość tych wszystkich spotkań o których piszesz! Pewnie ktoś tak pisząc i myśląc będzie miał rację ale… Wybór należy do nas. Albo wyjdziemy do naszych wiernych i będziemy z nimi słuchając ich – nawet gdy mówią gorzkie słowa, albo zmarnujemy szansę, którą jeszcze mamy, szansę, którą również od nich otrzymujemy. A co do katechezy w czasie kolędy – taka rada, którą otrzymałem w seminarium, i którą praktykowałem będąc na parafiach – w czasie kolędy biorę w szkole urlop bezpłatny! Po co? By wypełnić swoją posługę w parafii. Dodam urlop bezpłatny, a nie zwolnienie czy L4 – bo jak jesteś chory, to nie chodzisz po kolędzie, tylko leżysz w łóżku. Bo rację będą mieli nauczyciele, uczniowie, oburzeni rodzice i głośno krzyczący przeciwnicy Kościoła – księża to uprzywilejowana część społeczeństwa, której wszystko uchodzi płazem – chodzą po kolędzie – zbierają kasę, w szkole są na L4 i tym sposobem mają i z kolędy i z kasy państwowej za lekcje, których nie przeprowadzili. Tak, będą mieli rację. Sam brałem urlop bezpłatny (najczęściej na miesiąc) by posługiwać w parafii i być fair wobec moich parafian, kolegów nauczycieli i uczniów w szkole.

Kolęda to piękny, choć trudny czas, ale powiem, że warto!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here