Są takie dni, kiedy masz dosyć wszystkiego i wszystkich. Patrzysz na świat, który cię otacza i go nie rozumiesz, dowiadujesz się do decyzjach, które są dla ciebie nie do przyjęcia i pomimo, że się z nimi nie zgadzasz i nawet o tym mówisz do zainteresowanych (nie pokątnie), nie masz na tyle siły, przebicia i możliwości, by cokolwiek z nimi zrobić. Nie jest dobrze. Po prostu cię nosi, bo masz dość, w swojej bezradności i braku perspektywy co i jak zrobić dalej.

Wówczas – to chyba jest jakaś moja recepta na bezradność – ubieram się, zakładam słuchawki do uszu i wychodzę na długi spacer wieczorową porą po mieście. Idziesz ulicą i widzisz światła miasta i ludzi pędzących ulicami – ciągle spieszących się gdzieś, do kogoś – niosąc dobre i te gorsze wiadomości. Mijasz – ogródki piwne, w których siedzą młodzi popijając napoje wyskokowe oraz puby w których siedzą ludzie wypoczywając po całym dniu pracy. Idziesz, widzisz i słuchasz, a w słuchawkach… z aplikacji Pismo Święte – odczytywany jest brewiarz – psalm, po psalmie, czytanie, po czytaniu, antyfona, po antyfonie. Niektóre znasz i mówisz wraz z lektorem innych nie znasz, więc słuchasz. Godzina czytań, jutrznia, modlitwa w ciągu dnia, nieszpory i … kompleta – wszystko w jednym ciągu, jakby pakiecie. Ale jak to? Przecież jutrznia rano a nieszpory wieczorem – czemu wszystko razem i czemu wieczorem? Bo… rano nie było na to czasu, albo po prostu wkradło się lenistwo – tak nie chciało się. Brewiarz odmówiony – dzień zaliczony! – jak zwykli mówić starsi księża. Idę dalej. Główny deptak miasta ciągnie i ciągnie się bez końca. Chwila na posłuchanie muzyki – może trochę staroci? Powrót do dzieciństwa – Krzysztof Antkowiak ze swoimi przebojami, Lady Punk, De mono….  Idziesz i myślisz… przypominasz sobie, że ktoś prosił cię o modlitwę w takiej i takiej intencji, a i swoich intencji tez masz sporo – to co? To może – różaniec, wszak jest październik, a droga jeszcze przede mną konkretna. Zatem zdrowaś, za zdrowaś, koralik a koralikiem i… kończąc różaniec w zasadzie dochodzę do domu…

Taki spacer – wyszedłem 19:35, do domu wróciłem 21:55. Przeszedłem się tylko głównym deptakiem miasta – zbaczając na chwilę w kilka bocznych uliczek, by zrobić po drodze kilka zdjęć – zrobiłem w sumie 11500 kroków czyli jakieś 9 km. jak podaje krokomierz w komórce. Czy coś się zmieniło? Czy poczułem się lepiej? Dobrze jest wyjść z domu – choć czasem wcale się nie chce, by być ze sobą, by patrzeć na świat, na ludzi którzy są obok. Dobrze jest wyjść i pospacerować na świeżym powietrzu, by się dotlenić i spojrzeć inaczej na siebie i świat w którym się żyje, pracuje i posługuje. Dobrze, że w tym wszystkim jest Pan Bóg, bo gdyby nie On, przekonanie, że On jest i wiara w Niego, to wszystko było by całkowicie pozbawione sensu!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here