Po przyjeździe z pielgrzymki do Ziemi Świętej postanowiłem zrobić porządek z tym, co mam na głowie. Do tej decyzji popchnęło mnie to, że włosy już dość odrosły, a układanie ich zrobiło się niezwykle kłopotliwe. Niestety znalezienie fryzjera, to po prostu od ręki – w niemalże milionowym mieście jest wprost niemożliwe.

Najpierw obdzwoniłem kilka zakładów fryzjerskich – w których wcześniej bywałem, ale niestety terminy sięgały przyszłego tygodnia. Postanowiłem więc piechotą wybrać się na główny deptak mojego miasta, gdzie wiem, że od wielu, wielu lat jest stary zakład fryzjerski – pomyślałem, że może tam się uda. Niestety i tu usłyszałem, że… najbliższy termin na strzyżenie to… za 3 dni.

Zrezygnowany poszedłem dalej – bo oto dwie ulic dalej otworzono nowego Barbera – jakieś 1,5 miesiąca temu- więc może tam- pomyślałem. Wszedłem do zakładu i pytam – czy udałoby się tak z marszu zrobić coś z moimi włosami? Usłyszałem – zaraz kolega skończy i można siadać. I tak po chwili usiadłem. i… musze powiedzieć, że chyba znalazłem wreszcie swojego fryzjera. Dlaczego? Po pierwsze – bardzo staranny facet, który strzygł nie tylko maszynką – co potrafią robić wszyscy, ale także nożyczkami. Po drugie, jego staranność – dbanie o szczegóły – wprawiła mnie nie tylko w zdumienie i zaskoczenie ale również zachwyt. Po trzecie – sam Barber znajduje się może ze 100 m. od mojego miejsca zamieszkania. Po czwarte – bo przecież aspekt finansowy też jest ważny – za 45 min. strzyżenia zapłaciłem 30 zł. Najważniejsze jednak jest to… że – to zabrzmi dość pysznie – fryzura bardzo mi się podoba – uważam, że dawno tak dobrze nie zostałem obcięty!

Tak więc same plusy. Jedynym minusem jest to, że trzeba było pójść do tego Barbera przed wyjazdem do Izraela, a nie po powrocie. Ale… co się odwlecze to nie uciecze!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here