Poranna Msza Święta, śniadanie i … wyjście z bratem przeorem do szpitala, by tam podjąć nowe obowiązki. Usłyszałem, że dziś będziemy mieli już inne oddziały, bo i inne są potrzeby. Trochę z duszą na ramieniu poszliśmy do pani odpowiedzialnej za wolntariat, która stwierdziła, że… dobrze by było, gdybyśmy… dziś i przez kolejne dni poszli na te oddziały, gdzie dotąd byliśmy. Przyznam, że trochę się zdziwiłem tą decyzją, ale… bardzo się ucieszyłem. Od razu poszedłem na chirurgię, gdzie… spotkałem brata z którym pracowałem wczoraj – a któremu oświadczyłem, że dziś z pewnością i tak się nie zobaczymy w szpitalu, oraz panie pielęgniarki, których skład był zupełnie inny niż wczoraj.

Od razu przystąpiliśmy do pracy prześcielając łóżka, robią poranną toaletę u chorych, którzy nie mogą jej zrobić sami, a następnie zostałem skierowany do mierzenia ciśnienia pacjentom. Przyznam, że robiłem to po raz pierwszy aparatem elektronicznym. Miałem okazję poznać wszystkich pacjentów w oddziale, za wyjątkiem dwu panów będących w strefie brudnej – covidowej.

Tuż przed południem było 7 zabiegów na bloku operacyjnym – głównie przepukliny, woreczek żółciowy, wyrostek oraz wycięcie guza. Każdego z tych pacjentów należało zawieźć oraz po zabiegu przywieźć z bloku operacyjnego. Brałem kartę temperatur, skierowanie, kartę badań, wózek oraz pacjenta i jechałem na blok. Tam przekazywałem go/ją w ręce lekarzy, a po telefonicznym powiadomieniu leżanką wraz z pielęgniarką jechałem na blok by przywieźć pacjenta. Pacjenta należy przełożyć ze stołu operacyjnego na leżankę – bardzo ostrożnie, zabrać podłączone kroplówki i pojechać na oddział, gdzie należy go przenieść – ostrożnie – na łóżko szpitalne. W tzw. międzyczasie pojechałem jeszcze na RTG klatki piersiowej oraz dwa rezonanse magnetyczne.

W czasie tego 11 godzinnego dyżuru były także dwa dość ciekawe epizody. 24 letnia pacjentka, która wczoraj była operowana dziś miała wyjśc do domu. Kiedy wszedłem do niej na salę zapytałem czy wszystko dobrze po zabiegu, ona pokręciła głową i powiedziała, że wczorajsze szycie boli. Po zdjęciu szwów została odesłana do domu. Kiedy po otrzymaniu wypisu podchodziła do mnie – stojącego na korytarzu – by mnie o coś zapytać podszedł znający mnie z seminarium pacjent i powiedział księże…. Czy może mi ksiądz pomóc? Dziewczyna zatrzymała się i już chciała mnie zapytać, ale nagle jakby zrezygnowała – tak słucham panią – zapytałem. A… już nic… niech pani się nie dziwi – kontynuowałem – tak jestem księdzem. Czy mogę pomóc… czy ksiądz mi pomoże znieść torbę? Jasne już jedziemy. Pojechaliśmy windą do szatni, a dziewczyna – nieco zdziwiona – podziękowała mi za rozmowy i za pomoc. Ile radości…

Drugi epizod tego dnia dotyczył jednej z sal chorych, gdzie pomogłem dwóm paniom przy siadaniu do obiadu, a potem byłem na wezwanie przy kroplówce, podaniu leków i toalecie. Zdziwione zaczęły coś mówić między sobą, gdy w pewnym momencie weszła pani pielęgniarka i mocnym głosem powiedziała – gdybyście wiedziały kto was obsługuje. Jedna z chorych zapytała – a kto? Na co pielęgniarka z uśmiechem powiedziała – ten jeden to ksiądz, a ten drugi to brat zakonny. – no właśnie odpowiedziała druga pani, bo oni tacy jacyś inni, życzliwi, tak pytają, interesują się, pomagają. Tak miło…

To akie dwie sytuacje, które dały mi dużo radości w tym długim dniu posługi. W czasie pracy znalazłem też chwilę na modlitwę różańcową oraz niezbędne telefony. To był dobry czas wytężonej pracy ale i pięknej posługi.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here