Dzień rozpocząłem bardzo wcześnie, bo wstałem o 5:00, by już na 6:45 być przed szpitalem braci bonifratrów, jaki jest w moim mieście. Tam wraz z moim kolegą księdzem spotkaliśmy się z bratem przeorem, który po chwili rozmowy pokazał nam nasze pokoje w konwencie, a potem zaprowadził nas do szpitala.

Przed 8:00 przejęła nas naczelna pielęgniarka szpitala i zaproponowała dwa miejsca posługi: oddział paliatywny oraz chirurgię ogólną. Zaproponowałem, by kolega ksiądz, który jest starszy pierwszy wybrał – gdzie chce pójść – ale odmówił. I tak naczelna powiedziała, że ja mam iść na chirurgię, a kolega na paliat.

Poszliśmy do szatni, gdzie otrzymaliśmy stroje ochronne, a potem każdy z nas został zaprowadzony i przedstawiony personelowi danego oddziału. Tak trafiłem pod skrzydła – jednego z braci bonifratrów, który nie tylko wszystko mi pokazał, wytłumaczył, ale stał się takim przewodnikiem po drogach szpitalnych.

Pracę rozpocząłem od poznania dwuczęściowego oddziału na którym znajduje się część czysta – z salami gdzie są chorzy tzw. planowi oraz część brudna, gdzie przebywają pacjenci z covid19 oraz ci, którzy są z kontaktu lub oczekują jeszcze na wynik badania. Następnie poszedłem do laboratorium z krwią oraz z pierwszymi tzw. zleceniami, a następnie pojechałem z bratem na blok operacyjny, by zawieźć pacjentki, a po kilku godzinach przywieźć.

Pierwszy dzień posługi był także o tyle wyjątkowy, że personel oddziałowy dziwił się i pytał – ale że dlaczego ksiądz? – ksiądz, a myśmy myślały, że to nowy sanitariusz? – ksiądz- nie możliwe, a może kleryk…? Takie pytania trochę mnie śmieszyły, ale i zaskoczyły, bo z nich potem potoczyły się rozmowy o wierze, Kościele i codziennym życiu.

W czasie pierwszego dnia pracy był także trudny moment, kiedy trzeba było przygotować do operacji starszą panią myjąc ją i przewijając. Trudne, ale i piękne doświadczenie. To mierzenie się z sobą samym i swoimi słabościami, ale i doświadczenie służby.

Swój pierwszy dyżur wolontaryjny na chirurgii zakończyłem po 14:30, z zastrzeżeniem, że następnego dnia mam być 12 godzin w posłudze.

To był dobry czas, to powrót do przeszłości – kiedy byłem wolontariuszem w szpitalu po drugim roku seminarium – przed przyjęciem sutanny. Generalnie nie boję się pracy, a i lubię pracę z ludźmi, dlatego też, te różne spotkania, słuchanie i towarzyszenie ludziom w ich chorobie jest dla mnie czasem wyjątkowym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here