Wakacje to czas rekrutacji na różne uczelnie. Na ulicach mojego miasta można dostrzec młodych absolwentów szkół średnich biegających z papierowymi teczkami, załatwiających sobie miejsce na studiach. Obok uczelni państwowych takich jak uniwersytet czy politechnika są także studia płatne tzw. prywatne.
W tym samym czasie odbywa się również rekrutacja do szkoły ducha jaką jest seminarium. Jest to wyjątkowa i specyficzna uczelnia. Każdy, kto chce podjąć w niej studia nie tylko musi mieć umeblowaną głowę ale i serce, a co najważniejsze – odczuwać głęboka potrzebę spotkania z Bogiem i służenia Mu. Chodzi oczywiście o powołanie. Tu jednak może pojawić się pewien problem, a zarazem pytanie: jak mieć pewność że się ma powołanie?
Na to pytanie, nurtujące wielu ludzi (szczególnie młodych) nie można odpowiedzieć
w jednym zdaniu i z łatwością.
W dzisiejszym świecie, który daje tak wiele propozycji na przyszłość- tak niepewną ale atrakcyjną – trudno jest usłyszeć ciche wołanie Jezusa, ukryte w sercu człowieka – pójdź za mną… . To wezwanie do odwagi przed nieznanym, walki z samym sobą i nieustannej zmiany siebie.
W tych dniach spotkałem się ze znajomym, który był w seminarium ale po przeszło roku formacji wystąpił i przeniósł się na studia świeckie – na bardzo dobry i prestiżowy kierunek. Jednak w rozmowie powiedział, że chciałby wrócić do seminarium ale.. jest „ale”. Dobry kierunek studiów, malująca się w pięknych kolorach przyszłość, wspaniałe koleżanki, znajome, koledzy. Zostawić to wszystko i wrócić za mury kościelnej uczelni? Czy to jest to czego szukam? – powiedział. Myślę, że wątpliwości mojego znajomego, są znakami zapytania wielu młodych ludzi stojących przed wyborem drogi życiowej, drogi powołania.
Co zrobić? Którą drogę wybrać?
W Ewangelii świętej w rozdziale 9 św. Łukasz zanotował słowa Pana Jezusa co do naśladowania Go: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.(Łk. 9. 24-25). Kto chce zachować życie swoje (ułoży plan, będzie ściśle wg. niego postępował i nawet osiągnie swoje założone wcześniej cele, miał powołanie ale wybrał życie świeckie, po ludzku spełniony – może być nieszczęśliwy i wówczas) życie swoje stacji. Kto jednak po ludzku straci swe życie ze względu na Jezusa (wybierze drogę powołania, bo czuje Boże wezwanie, ma opory wewnętrzne, boi się czy wytrwa, lęka się niepewnej przyszłości ale pomimo to wybiera drogę powołania) życie swe zachowa!
Trudna ta Boża mowa… Może ktoś powiedzieć: łatwo takie rzeczy mówić, napisać ale trudniej wykonać to w swoim życiu. Tak, to prawda, ale jeśli po ludzku nie „zaryzykuje się” życia dla Jezusa i nie wybierze drogi powołania jeśli się takie odkrywa w swoim życiu, to może się okazać, że całe życie będzie się nieszczęśliwym. Pójście za Jezusem, nie jest łatwe (szczególnie dziś) ale nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo! Jednak za tę decyzję, za podjęty trud Pan Jezus nigdy nie zostaje dłużny. On zawsze daje nagrodę, często taką, której byśmy się nie spodziewali.
Co więc robić gdy z dwu stron doznaję nalegania i co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć?
Odpowiedź jest prosta: spotkać się na modlitwie z Jezusem i pytać czego ode mnie oczekuje,
a jeśli w sercu swoim i pragnieniach poczuję, że kocham Go bardziej aniżeli inni – trzeba
z radością odpowiedzieć na Jego wołanie i iść za Nim… bez oglądania się na boki ani za siebie.