Na dzień przed wigilią, a więc w IV niedzielę adwentu pojechałem do parafii mojego kolegi księdza, aby tam pomóc mu w posłudze liturgicznej. Głupio się przyznać, ale przygotowane kazanie było powiedzmy sobie średnie i byłem z niego bardzo niezadowolony. Odprawiłem liturgię, powiedziałem kazanie i po obowiązkach wróciłem do domu.
Wieczorem o 23:45,a więc dokładnie przed samą pasterką dostałem smsa, który powalił mnie na kolana.
Napisała do mnie – jak się później okazało- mama dziecka z mojego hospicjum. W smsie zawarła swój ból, żal i smutek z powodu przyjścia na świat jej martwego dziecka. Przypomniała, ze byłem tam wówczas z nimi obecny. Ona wraz z mężem byli na tej mojej Mszy św. i wysłuchali kazania, w którym mówiłem o cudach, które Bóg uczynił w życiu Maryi i Józefa oraz o tym, że i w naszym życiu te cuda dziać się mogą, jeśli jak Maryja będzie się ufać Bogu. W dalszej części smsa dowiedziałem, się że przyszli do tego kościoła po raz 2 w życiu i doświadczyli cudu obecności ich dziecka poprzez moją posługę.
Nie piszę tego by się chwalić – zaznaczam, ale to świadectwo mamy, pokazuje mi, że jestem Panu Bogu potrzebny- jak każdy kapłan. Że to co robimy jako księża, wypełniając wolę Bożą i służąc Bogu jest niesamowicie ważne i cenne! A często nawet nam w głowie się nie mieści, że to co dla nas jest nie tak, dla innych ma ogromne znaczenie.
Za to doświadczenie jakże cenne dla mnie, niech Pan Bóg będzie wielbiony!