Wzorem lat ubiegłych – już po raz VIII – przez moje miasto przeszła Droga Światła, podczas której rozważania odczytywali duchowni różnych wyznań chrześcijańskich.
To przykład na tzw. ekumenizm praktyczny, który realizuje się we wspólnej modlitwie – czytaniu Słowa Bożego i rozważaniu Go we wspólnocie.
Blisko trzygodzinne nabożeństwo połączone ze śpiewami i rozważaniami już na stałe wpisało się zarówno w krajobraz miasta jak i kalendarz nie tylko katolicki, ale i ekumeniczny.
Niestety – już od jakiegoś czasu mam wrażenie – że publiczna modlitwa (zarówno Droga Krzyżowa jak i Droga Światła w wydaniu ekumenicznym) nabiera charakteru świeckiego happeningu. Komentarze typu „pomachajmy dzieciom z tamtego balkonu”, „po lewej stronie budują się mieszkania, które będą wielkości klatek”, „wchodzimy na teren parafii, gdzie rządzi taki lub inny proboszcz uważajmy na niego” czy też inne komentarze tego typu, ani nikogo nie bawią, ani nie śmieszą, i zamiast być dowcipne utrudniają skupienie i modlitwę. Osobiście uważam, że prowadzenie Drogi Krzyżowej czy Drogi Światła nie musi być związane z prowadzeniem tych nabożeństw przez duchownych, wszak nie potrzeba do tego święceń, ale potrzeba do tego powagi, szacunku i kultury wszak jest to liturgia, a nie jest to stand up, prowadzenie audycji rozrywkowej w radio czy w telewizji czy też happening. Nie bądźmy na silę „fajni”, „dowcipni” w miejscach, chwilach, gdy absolutnie nie jest to na miejscu.