Po zakończeniu kolędy i okresu Bożego Narodzenia – najczęściej w lutym – pracujący w szkole księża mają (przysługujący im wg prawa kościelnego) tydzień ferii zimowych. Mogą w tym czasie wyjechać i wypocząć ale.. życie parafialne przecież nie ma ferii i trwa normalnie – jak zwykle.
W tym czasie zostałem poproszony przez jednego z księży z mojej diecezji, bym mógł go zastąpić w posłudze parafialnej w czasie kiedy on i jego proboszcz będą na feriach. Z uwagi na to, że zastępstwo nie kolidowało z moimi obowiązkami medialnymi z radością zgodziłem się na tę propozycję.
I tak od poniedziałku 17 lutego do soboty 22 lutego po za kancelarią parafialną posługiwałem jako wikariusz w jednej z miejskich parafii – spowiadałem, odprawiałem codziennie Mszę świętą i odprawiłem trzy pogrzeby.
Niby nic nadzwyczajnego, a jednak. Jednak dla mnie nie pracującego na co dzień w duszpasterstwie – to owa normalność, stała się wyjątkowością – zwyczajności posługi księdza wikariusza miejskiej parafii.
Przez cztery dni dojeżdżałem na godz. 7:30, a przez dwa dni na godz.17:30 i 18:00 do parafii, miałem okazję głosić – krótkie 3-5 min. kazania i sprawować Mszę świętą dla grupy wiernych, którzy codziennie przychodzą na Eucharystię. Tak radość kapłaństwa można odnaleźć w zwykłej szarej codzienności, szczególnie wtedy, kiedy to kapłańska codzienność wygląda całkowicie inaczej.
Bardzo dziękuję mojemu koledze księdzu za to, ze pomyślał o mnie i zaproponował mi to tygodniowe kapłańskie zastępstwo parafialne.