Korzystając z gościnności norweskich Ewangelików kolejny dzień pielgrzymowania rozpoczęliśmy od porannej Mszy świętej celebrowanej w świątyni protestanckiej. Przyznam, że dla mnie było to wyjątkowe i pewnie nie zapomniane wydarzenie. Dlaczego? Otóż dlatego, że od wielu, wielu lat pałam wielką estymą do protestantyzmu, którego obraz mocno został u mnie zniekształcony przez wydarzenia, które miały miejsce w moim mieście i w całej Polsce w czasie strajków kobiet. To jednak nie miejsce by o tym pisać (pisałem już o tym na blogu). Do dziś podczas każdej niedzielnej Eucharystii używam melodii chorału protestanckiego. Zatem celebrowanie Eucharystii w takim miejscu było dla mnie wydarzeniem absolutnie wyjątkowym i dość dużym osobistym przeżyciem.

Stara świątynia we wnętrzu robi wrażenie kościoła bardzo zadbanego, przyjemnego i ciepłego udekorowanego malowidłami – biblijnymi scenami z życia Jezusa oraz dużym obrazem w ołtarzu głównym przedstawiającym Golgotę.

Po Eucharystii, śniadaniu – przepysznej jajecznicy na pożdżenickiej kiełbasie wyruszyliśmy w dalszą drogę mijając malownicze krajobrazy przyrody – piękne jeziora, pastwiska z pasącymi się krowami na których szyi były uwieszone z daleka dzwoniące dzwonki, oraz owce, które raz po raz beczały – jakby witały pielgrzymów.

W czasie drogi były chwile wytchnienia – odpoczynki – na odmówienie jutrzni, modlitwy w ciągu dnia, czy też po to, by zachwycić się otaczającym nas krajobrazem. Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy górami zobaczyliśmy wielkie jezioro – krystalicznie czyste – nad brzegiem którego usiedliśmy, przefiltrowaliśmy wodę, by można było jej się napić, a potem weszliśmy na dziko przygotowany taras widokowy z niewielką drewnianą ławeczką, gdzie siedząc można było sobie przekuć – powstałe w czasie drogi – pęcherze.

Pielgrzymując dalej wchodząc to pod górę to w dół, w górę i w dół – idąc lasem i polnymi drogami doszliśmy do jeziora tuż u podnóża Boras do miejscowości do której zmierzaliśmy na kolejny nocleg. Zeszliśmy na tzw. dziką plażę wyłożoną kamieniami i siedząc nad jeziorem odpoczywaliśmy po długiej – już prawie kończącej się drodze tego dnia. Następnie przeszliśmy jeszcze 3,4 km. i doszliśmy do Boras – niewielkiej miejscowości położonej na górze, gdzie w gospodarstwie – agroturystycznym – tak chyba można to określić zatrzymaliśmy się na nocleg. Gospodarstwo jest oznaczone znaczkiem Olafa z podpisem – dla pielgrzymów.

Duży drewniany dom pomalowany na brązowo wiśniowy kolor a w nim duży salon, łazienka, toaleta, kuchnia, a na poddaszu 3 pokoje z łózkami – w tym piętrowymi – dla pielgrzymów. To „apartamenty” w których zatrzymaliśmy się na nocleg po przejściu 24 km.

Szybka toaleta, pranie, chwila wytchnienia, kolacja i …sen, by następnego dnia znów wyruszyć w drogę #SzlakŚwOlafa.

Więcej o dzisiejszym dniu w filmiku poniżej oraz fotoreportażu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here