XV niedziela zwykła

0
12

XV niedziela zwykła „C”

ŁK.10, 25-37

  

Dzisiejszą Ewangelię możemy podzielić na dwie część:

  • Pierwsza z nich to dialog Jezusa z uczonym w Piśmie.
  • Druga natomiast to przypowieść Chrystusa o miłosiernym samarytaninie.

 

Wbrew pozorom obie te część razem tworzą całość.

 

 Zajmijmy się najpierw częścią pierwszą: Widzimy w niej Jezusa, którego człowiek wystawia na próbę. Dzieje się to w dość prosty sposób. Mianowicie pewien uczony w Prawie zadaje Jezusowi pytania. Chciałbym byśmy razem zatrzymali się nad tymi pytaniami i próbowali odpowiedzieć na nie Pytanie pierwsze: .„Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” Czy my wierzący katolicy znamy to pytanie z własnego życia? Czy zadajemy je sobie? Czy pytamy siebie co czynić aby być w niebie? Czy dziś w tak pędzącym świecie zastanawiam się nad tym co będzie gdy już czas mego ziemskiego życia przeminie? Czy zatrzymuję się na chwilę by pomyśleć nad tym jak dostać się do nieba? Pytanie o życie wieczne jest nie rozerwalne z pytaniem czy chcę być święty? No bo czy można dostać się do nieba, być zbawionym nie będąc świętym? Rodzi się tu kolejne pytanie co robić by być świętym, a czy w ogóle ja mogę być święty? A może świętość zarezerwowana jest dla bardziej pobożniejszych ode mnie?

 

              Jak odpowiada Jezus na tak postawione pytanie? W bardzo prosty sposób cytując Słowo Boże : Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego.

 

              Jezus uczonemu w piśmie odpowiada słowami Pisma. Ta odpowiedź była bardzo ważna bo oto nowy Rabbi głoszący jakąś naukę, znany jako syn cieśli z Nazaretu powołuje się na Torę, na Prawo Boże. Swoją naukę podpiera Słowem Jahwe. Ta odpowiedź podniosła rangę nauczani Jezusa szczególnie wśród słuchających Go żydów. Jezus dał powiedź: Będziesz miłował Pana Boga swego! Zapytajmy siebie czy ja miłuję Boga? Jeśli tak to w jaki sposób? Odpowiedzi mogą być różne. Modlę się, chodzę do kościoła, nie kradnę, nie obmawiam, nie zabijam. Czyż to nie jest miłowanie Boga? Tak, są to sposoby miłowania Boga! Jednak Bogu nie chodzi tylko o zewnętrzne przejawy miłości wobec Niego On chce czegoś więcej. On chce całego człowieka. Mówi dalej: miłować: całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem. Bóg wymaga ode mnie miłości całkowitej , całkowitego oddania się Mu! Rodzi się pytanie: W jaki sposób oddać się całkowicie Bogu? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w dalszej części odpowiedzi Jezusa: a swego bliźniego jak siebie samego. Czyż człowiek nie kocha samego siebie? Ależ tak kocha! A kiedy kocha samego siebie? Z odpowiedzią spieszy nam ksiądz poeta. Jan Twardowski. Kiedy jeszcze kochamy samego siebie?

 

Bardzo często, gdy powietrze szczypie policzki, otulamy

się ciepłym szalikiem. Kochamy własną szyję i wołamy:

Moja szyjo Ukochana!

Opatulam Cię od rana

Bo nie jesteś cudzą żmiją,

Ale jesteś moją szyją!

Kochamy siebie, jeśli rzucamy się na ulubione winogrona

Wszystko sami wyjadamy

– tylko o własny brzuszek dbamy.

 

               Podobnie jak kochamy siebie, kochajmy i naszych bliźnich. A bliźniego swego jak siebie samego!

W dalszej część uczony zadaje drugie pytanie: „A kto jest moim bliźnim?” Drogi bracie i siostro: kto jest twoim bliźnim? Czy jest nim sąsiad? żebrak z ulicy?, kryminalista, polityk? Czy oni są twoimi bliźnimi? Zobaczmy Jezus mówi o bliźnim, o drugim człowieku, którego mam kochać jak siebie samego. Często będzie chodziło o miłość trudną, miłość przez łzy. Czyż nie trudno kocha się kogoś kto mnie oczernił, obmówił, wyśmiał. Jezus nie mówi nam o łatwej miłości, która nie wymaga od nas wyrzeczenia się siebie.

 

Drogi bracie, siostro czy miłujesz Pana Boga Twego całym sobą, czy miłujesz swego bliźniego jak siebie samego?

 

Przejdźmy  teraz do drugiej część Ewangelii. Jezus aby wytłumaczyć Przykazanie Starego Testamentu używa porównania, przypowieści. Jest to przypowieść o Miłosiernym Samarytaninie. Należało by powiedzieć zaraz na początku kim byli samarytanie: Żydzi uważali ich za naród pogański, który choć przyjął religię mojżeszową , jednak nie oddawał czci Bogu w Jerozolimie jak wszyscy żydzi, ale na innym miejscu. Dla żydów Jerozolima, oraz znajdująca się w niej świątynia była jedynym miejscem gdzie można sprawować kult Boży. W związku z tym żydzi uważali samarytan za naród pogański, nieczysty. Czyż nie jest zastanawiający fakt, iż to samarytanin, uważany za nieczystego, za poganina zatrzymuje się na widok pobitego żyda potrzebującego pomocy. Co więcej opatruje rany pobitego człowieka , nie zostawia go na drodze lecz zawozi do gospody i pielęgnuje go. Jezus nie przypadkowo opowiada tę właśnie przypowieść! Obok leżącego człowieka bowiem przeszło wielu nie zatrzymując się. Przeszedł kapłan – prawdopodobnie ziomek leżącego! Zobaczył go i minął! Dalej szedł lewita, także żyd. I co? Minął! Dopiero samarytanin, ten po którym nikt nie spodziewał by się takiego czynu, czynu pełnego miłości skierowanej do człowieka wrogo nastawionego do samarytan. To on zatrzymał się i opatrzył mu rany.

 

               Poprzez tę przypowieść Chrystus pokazuje nam jeszcze jedną ważną rzecz Choć samarytanin nie był żydem i oddawał cześć Bogu tak jak potrafił jego miłość do Boga ujawniła się poprzez miłowanie drugiego człowieka-miłowanie także tego, który go nienawidził. Podobnie jest z nami! Chrześcijaninem nie jest się tylko i wyłącznie z metryki chrztu czy tradycji, ale chrześcijaninem stajemy się poprzez pełnienie uczynków pełnych miłości wobec tych, których kocham, a szczególnie wśród nieprzyjaciół.

 

                Zadajmy teraz sobie jeszcze raz te pytania, które uczony skierował do Jezusa: „Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?” oraz „kto jest moim bliźnim?” Odpowiedzi na te pytania spróbujmy odnaleźć w wierszu ks. Jana Twrdowskiego:

 

 

Szedłem z Jerozolimy do Jerycha

Napadli mnie zbójcy, zabrali co miałem

Rany zadali, pobili…, popychali,

Zostawili i odeszli.

  

Leżałem, jęczałem- wielu przechodziło

Widzieli mnie, – lecz pomocy nie nieśli

-Może się śpieszyli, szydzili, wstydzili,

nie umieli, a może wcale nie chcieli?

  

Samarytanin zobaczył z daleka.

Pochyla się nade mną – wody łyk podaje.

Owija bandażem zbolałe me ciało,

-mówi będzie mniej bolało.

  

Na bydlę swe wsadza,

choć sam jest zmęczony

Denary wyjmuje w gospodzie,

Opiekuj się nim gospodarzu miły

– ile tylko możesz!

  Powrócę tu szybko, sprawy swe załatwię

Zapłacę ci więcej, jeśli będzie trzeba

Proszę, pamiętaj o nim- on naszym bliźnim

Jemu pomóc dziś koniecznie, trzeba

  

Przypatrywałem się temu wszystkiemu,

Nic nie mówiłem, Tylu mnie omijało…

Nie pytałem samarytanina, po co? Dlaczego?

Łza po policzku mi ociekała

Bogu za niego, tą łzą dziękowałam

 

Czy Ty wiesz przyjacielu drogi

Ilu skrzywdzonych jest wokół Ciebie?

Podobnie jak ja kiedyś…

Oni dzisiaj pomocy oczekują,

         może właśnie od Ciebie?  

Amen.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here