Po zakończeniu lekcji w szkole, poproszony przez mamę, która dzień wcześniej urodziła bliźniaczki, pojechałem do szpitala i zawiozłem jej Najświętszy Sakrament, który leżąc na sali pooperacyjnej, przyjęła.
Następnie pojechałem do siedziby Gajusza, gdyż zgłosili się tam rodzice, którzy kilka dni wcześniej stracili swoje długo wyczekiwane i wymodlone maleństwo. Oderwało się łożysko i maleństwo zmarło. Trudna to była rozmowa, które bardzo się bałem. Rozmowa o bólu i cierpieniu, a nade wszystko pytanie dlaczego? Dlaczego tak się stało? Dlaczego Pan Bóg zabrał nam nasze ukochane, wymodlone i wyczekane dziecko? Na te pytanie nie znalazłem odpowiedzi, ale po dłuższej rozmowie i łzach rodziców zakończyliśmy rozmowę Pojechałem na chwilę do domu.
Na chwilę, gdyż już o 15:00 pojechałem do miasteczka oddalonego o 56 km. od mojego miasta, aby tam odwiedzić chłopca w hospicjum domowym. 6 latek, który od ukończenia 1,5 roku choruje na guza mózgu. Rodzice poprosili mnie, bym przyjechał i spotkał się z nimi. Nie można, nie potrafię odmówić, nie zareagować, na taką prośbę. Pojechałem spotkałem się i… stanąłem bezradny wobec chłopca, który siedział na kanapie przykryty kołdrą, z powłóczystymi oczami, lekko przymrużonymi i trudną mową mało zrozumiałą. Ehhh… tajemnica cierpienia, odchodzenia, bólu i totalnej bezradności, która pozwala tylko czekać i… modlić się o… Gdy rozmawiałem z rodzicami, zadali mi pytanie, proszę księdza co dalej? Powiedziałem, to co czułem i tak jak uważałem: modlić się o wolę Bożą. Pan Bóg wie najlepiej co, jak i kiedy ma nastąpić, stąd może warto, aby modlić się o wolę Bożą, zaproponowałem.
Powiem szczerze, że ten dzień wypełniony po brzegi cierpieniem, bólem, chorobą i odchodzeniem, był dla mnie bardzo trudny, ale… Pan Bóg, jak już pisałem, jak do czegoś człowieka przeznacza, daje łaskę i siłę, której bardzo doświadczyłem.