W piątkowe południe 14 października otrzymałem telefon od pani doktor pediatry z mojego hospicjum z wiadomością, że jedna z mam jedzie właśnie od siebie z domu, do jednego ze szpitali w moim mieście, gdyż prawdopodobnie będzie poród.
Jak powiedziała tak się stało. Około 20:30 zatelefonowała do nie, że położne informują, iż za około godzinę, dzieciątko będzie już na świecie. Ubrałem się więc i pojechałem do szpitala. Tam miałem okazję poznać dziadka maleństwa, oraz prababcię, która siedziała w poczekalni, a w jej rekach pomiędzy palcami przesuwane były paciorki różańca. Niezwykły widok.
Po przeszło 2 godzinach, rozmowie z mamą i tatą maleństwa, które miało się urodzić, dzieciątko przyszło na świat. Była to maleńka dziewczynka, która tak bardzo chciał się urodzić, że przyszła na świat na miesiąc w przed czasem.
Po urodzeniu się maleństwa siłami natury, zostałem poproszony na salę operacyjną, bym ochrzcił dziecko. Natychmiast to uczyniłem, mając w pamięci jakie ma otrzymać imię. Po krótkiej modlitwie wyszedłem z sali porodowej. Powiem, ze po raz kolejny doświadczyłem prawdziwości biblijnych słów: kobieta gdy rodzi cierpi, ale gdy urodzi dziecko zapomina o wszystkim i cieszy się oglądaniem i tuleniem swego maleństwa.
Po kilku chwilach z Sali porodowej wyszła pani doktor i poprosiła mnie, gdyż ”rodzice proszą księdza, aby się wspólnie pomodlić”. Wszedłem o sali i wspólnie z rodzicami dziecka, babcią, prababcią i lekarkami (które na czas modlitwy wstały z krzeseł znajdujących się na sali i wraz z nami się modliły) wspólnie się modliliśmy. Po błogosławieństwie, którego udzieliłem zebranym a potem krzyżykiem na czole dziecku, usunąłem się w kąt sali porodowej.
Po krótkiej chwili, tato maleństwa poprosił, by mógł wziąć je na ręce. Usiadł na fotelu stojącym w sali a położna podała dziecko. Tato tulił je i płakał. Powiem, że wówczas i ja popłynąłem.
Przyzwyczaiłem się, jeśli mogę tak powiedzieć do łez szczęścia, które wylewają mamy po urodzeniu dziecka, ale gdy tato płacze, to musi być wielkie wydarzenie.
Po kilku chwilach maleństwo odeszło do Pana Jezusa, gdzie czeka teraz na rodziców, ale wierzę głęboko, że i na mnie, bo to kolejne moje dziecko tam, po tej drugiej stronie.
Panu Bogu jestem wdzięczny za to, że po raz kolejny byłem świadkiem daru życia. Radości z narodzin i smutku z rozłąki, która po ludzku będzie trwała długo, zaś po Bożemu, będzie trwała chwilę.