Na szlak Camino Norte – który rozpocząłem w Bammonde – wyruszyłem kilka chwil po godzinie 5:00 rano. Choć za oknem było jeszcze ciemno, postanowiłem wyruszyć, by tego dnia, tak całkowicie na spokojnie – bez szaleństwa – mając w świadomości chore kolano, przejść ile się da. Optymalnie chciałem przejść do 20 km, by z każdym dniem zbliżać się do Santiago.

Pierwsze kilometry z Bammonde prowadzą drogą asfaltową, więc nie było trudności z drogą i szło się bardzo dobrze. Nawet przez tereny górzyste były znośne. Jednak w tym dniu moja droga do Santiago została wystawiona również na próbę.

Oto pojawiły się obok siebie dwa słupki camino, które wskazywały dwie różne drogi z dwoma różnymi odległościami, których różnica wynosiła około 10-12 km. Iść krócej, czy iść dłużej? Czy dam radę iść kilka km więcej, czy lepiej się wymówić i skrócić drogę?  Postanowiłem być twardym i wybrać tę dłuższą drogę. Skoro szykowałem się na 320 km. a mogę przy dobrych wiatrach zrobić jakiś 150 to niech będzie dłuższa – i dłuższą wybrałem.

Po drodze doszedłem – po 15 km. do niewielkiej wioski z kościołem parafialnym, gdzie chciałem zatrzymać się i odprawić Mszę świętą, ale… zapytałem przez translator panią kościelną, która zaprowadziła mnie do mieszkania proboszcza i powiedziała – było to około 11:00 – że proboszcz jeszcze śpi, więc nie będziemy go budzić. Mszy św. tam nie odprawiłem.

Widząc, że jeszcze młoda godzina postanowiłem iść dalej mówiąc sobie, skoro jest dobrze, to szkoda czasu. Ruszyłem więc do miejscowości Roxica, gdzie wg. mapy miał być najbliższy alberge.

Idąc kolejną godzinę poczułem jednak nie tylko zmęczenie, ale i ból kolana – zaczęło dawać znać o sobie. Mijając polanę na której zatrzymali się pasterze ze swoimi owcami zacząłem jeszcze intensywniej odczuwać ból kolana. Zwolniłem, szedłem powoli krok za krokiem. A widząc na rozstaju dróg blaszaną wiatę przystanku autobusowego postanowiłem się zatrzymać i chwilę odpocząć kładąc się na siedzisku przystankowym. Było tak wspaniale – chwilo trwaj. Nogi odpoczywają, plecy wolne od plecaka, a i w głowie przekonanie, że większość drogi na dziś już za mną – a po sprawdzeniu na mapie, już nie wiele przede mną.

Po chwili zebrałem się i ruszyłem dalej. Jak się okazało w Roxica był prywatny alberge, a 3 km dalej w A Cabana jest alberg państwowy, i że mając jeszcze siły to właśnie tam pójdę. Jak pomyślałem tak zrobiłem.

Do alberge dotarłem jako pierwszy więc mogłem zająć sobie dogodne miejsce, umyć się, odprawić Mszę św. w jednym z pokojów, gdyż kościoła w tej wiosce nie było. Nie było również sklepu. Pytając przez translator czy jest tutaj sklep dowiedziałem się, że sklepu nie ma, ale sąsiad ma zawsze coś do jedzenia, więc będzie można tam pójść i coś zakupić. Poszedłem, kupiłem, zjadłem kolację i po zrobieniu prania udałem się na spoczynek.

W tym dniu zrobiłem w sumie ponad 26 km.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here