Już od jakiegoś czasu było wiadome, że podczas oazy rzymskiej będzie miało miejsce niezwykłe i absolutnie bez precedensu spotkanie. Spotkanie z Ojcem Świętym Franciszkiem podczas prywatnej audiencji. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że cały lipiec Ojciec Święty przebywa na urlopie i po za niedzielnym Anioł Pański nie pojawia się publicznie ale… dla nas zrobił wyjątek. W trzecim dniu Oazy – czyli na samym początku – poszliśmy na 15 do Auli Pawła VI, a dokładnie do niewielkiej Sali tuż obok auli by tam oczekiwać na spotkanie z Piotrem.
Jak się okazało o audiencji istotnie nikt nie wiedział, ani ochroniarze, ani media watykańskie, a tylko Ojciec Święty, my i może jeszcze kilka osób. Skąd ta pewność? Bo kiedy staliśmy przy bramie by wejść na teren Watykanu pojawiły się telefony z pytaniami, co to za grupa, w jakim celu przyszli, co chcą tutaj robić itp. Po wyjaśnieniu i kilku kolejnych telefonach zostaliśmy zaprowadzeni do niewielkiej auli gdzie przez 40 min. oczekiwaliśmy na spotkanie z Ojcem Świętym.
To miało być wyjątkowe spotkanie i takie było. Przygotowałem kamerę, aparaty, mikroport, a nawet komórkę by wszystko nagrać. Ustawiłem wszystko i czekałem. Ojciec Święty przyjechał – wieziony przez pana ubranego w garnitur – na wózku inwalidzkim, po czym do auli wszedł podpierając się laseczką.
Ojciec Święty przeszedł tuż obok. Był na wyciągnięcie ręki. Rozpoczęła się audiencja w czasie której Ojciec Święty mówił do nas absolutnie bez żadnej kartki, a więc wprost i od serca. Mówił by w wiwerze być… konkretnym!!! Bez owijania w bawełnę, bez próżnego gadania. W wierze, postępowaniu i działaniu ma być konkret!
W czasie spotkania towarzyszyło mi mnóstwo myśli i emocji. Biegałem w sutannie – w zasadzie tylko dla tego spotkania wziąłem ją z domu – robiłem zdjęcia, nagrywałem. Kiedy audiencja się już kończyła Ojciec Święty wstał i zrobiono wspólne zdjęcie, bo przyszyły również media watykańskie do których po cichu i ja się podczepiłem. Po wspólnym zdjęciu całej oazy z Ojcem Świętym podszedłem do księży i mówię, chodźcie zróbmy sobie wspólne zdjęcie kapłańskie z Ojcem Świętym, księża stanęli i… zdjęcie zrobiono.
Ale… moim wielkim pragnieniem było podjeść do Ojca Świętego i ucałować Go w rękę. Był tak blisko, na wyciągnięcie ręki ale… nie…
Audiencja się skończyła. Ojciec Święty ruszył w kierunku drzwi wyjściowych odprowadzany przez arcybiskupa, a ja… a ja za nimi. Idę idę i staję. Ojciec Święty siada na wózek patrzy się, a ja stoję i nie mam odwagi podjeść. Papież jest na wyciągniecie ręki, a ja nie mam odwagi podjeść. Stoję i nic… po chwili Ojciec Święty odjeżdża pchany na wózku przez mojego biskupa.
Byłem tak blisko Piotra i nie miałem odwagi do niego podjeść. Nie miałem odwagi… hmmm serio jak daleko mi do świętości Piotra, jak daleko.
Audiencja się skończyła, wszyliśmy za auli a ja w sobie miałem tysiące pytań, myśli, radość i smutek.
Po kilku dniach okazało się, że fotograf papieski zrobił mi jedno ważne dla mnie zdjęcie na którym stoję jak słup soli, nie mogąc się ruszyć patrzę na Ojca Świętego który jest przede mną. Tak, tego spotkania z Piotrem, którego kocham, nigdy nie zapomnę.