Piątek 18 grudnia był dla mnie dniem trudnym. Kilka dni wcześniej, jak już pisałem chrzciłem zaraz po porodzie maleństwo, które zmarło. Rodzice poprosili bym przyjechał do nich do wioski i odprawił pogrzeb maleństwa.
Niestety mieszkają w wiosce oddalonej od mojego miejsca zamieszkania o 120 km., ale… postanowiłem, że jak tylko będę miał czas, to pojadę i… pojechałem
Była to wyprawa, ale pojechałem i wraz z rodzicami modliłem się o zbawienie ich dziecka i łaskę nadziei i ukojenia w bólu po stracie córeczki.
Wróciłem do domu już ciemną nocą. Choć było daleko i po ludzku patrząc nic tam nie wniosłem, ale cieszę się, ze choć tak mogłem towarzyszyć rodzicom w ich żałobie. To także, choć trudne to jednak doświadczenie tego, że będąc księdzem jest się potrzebnym!