W miniony czwartek, około godziny 22:00 otrzymałem telefon, że podopieczna naszego hospicjum, właśnie pojechała do szpitala i zacznie rodzić niebawem, stad prośba, bym był w pogotowiu.
Położyłem się wiec spać z telefonem na poduszce, ale nie zadzwonił. W piątek rano wstałem i jak co piątek poszedłem do szkoły na zajęcia z moimi uczniami. Około godzi 9:15, napisałem sms-a do doktor z hospicjum z zapytaniem co i kiedy, w odpowiedzi usłyszałem, ze jeszcze nie. Kolejny telefon dostałem z informacja około godz. 18:00, że jeszcze nie wiadomo kiedy, akcja porodowa trwa.
Około 3:45 w nocy z piątku na sobotę dostałem telefon od szefowej hospicjum z informacją, proszę księdza, proszę się zbierać. Tak wiec szybka kawa na przebudzenie i w drogę. Ruszyłem do najnowszego szpitala w moim mieście, który jest filią prywatnej kliniki – Pro Familia. To tam nasze hospicjum ma swoją salę, gdzie będą przebywać nasze mamy.
Poród zakończył się radością pierwszego krzyku o godz. 7:15. Przyszła na świat maleńka dziewczynka, która na chrzcie otrzymała imię Ola. Kiedy mama urodziła dzieciątko, po 30 godzinach porodu, a maleństwo spoczywało na jej piersi była radość i łzy. W pewnej chwili młody pan doktor ginekolog i szeptem powiedział, proszę księdza proszę ochrzcić maleństwo, bo serduszko po woli zwalnia.
Po chwili maleństwo, na prośbę rodziców zostało dzieckiem Bożym, obmyte w wodach chrztu świętego. Po tej pięknej i wzruszającej chwili usunąłem się w cień, bo ten czas spotkania z narodzonym maleństwem, to był dla rodziców, babci dziecka – czas święty. Sam wróciłem do domu. Po 25 minutach, dziewczynka otoczona miłością swoich rodziców, odeszła do Pana Jezusa.
Po południu, pojechałem jeszcze raz na spotkanie z mama zmarłego maleństwa. Chwila zamieniła się w 2 godzinną rozmowę pełną pytań wątpliwości i buntu wobec Pana Boga. Nie znamy odpowiedzi na pytanie dlaczego? Pewnie dowiemy się po drugiej stronie!