O godz. 6:00 zadzwonił budzik, wstałem i zacząłem szykować się do szkoły. Modlitwa, toaleta, kawa i w drogę. Po pierwszej lekcji, która w moim planie jest tzw. zerówką, mam godzinne okienko, postanowiłem, je dobrze wykorzystać.
Poszedłem odwiedzić chłopca, u którego byłem minionej nocy. Mieszka, przy ulicy, przy której znajduje się moja szkoła, więc udałem się tam piechotą. Nic nie dzieje się bez przypadku, nawet to, że pracuję w niedalekiej odległości od tego którym duchowo się opiekuję.
Stan chłopca nie za wiele zmienił się od mojego wyjścia w nocy. Dowiedziałem się, że zdrzemnął się w nocy 2 godziny, ale to i tak nie wiele. Najbliżsi towarzyszą mu siedząc przy łóżku, by nie zmarnować żadnej z tak cennych chwil, które właśnie trwają. Będą tam pomogłem przy przewijaniu chłopca i prześcieleniu łóżka. Kontakt wzrokowy był całkiem niezły, choć z mową jest już coraz trudniej, pani doktor powiedziała, że tak może być w tym stadium choroby. Teraz już wszystko w Bożych rękach.