W kapłańskim życiu albo nie ma na nic czasu – bo ciągle się gdzieś spieszymy, ciągle cos nam wisi nad głową, ciągle ktoś, coś od nas chce – oczekuje, albo nam się po prostu nie chce, bo ogarnia nas lenistwo. W tej naszej kapłańskiej i starokawalerskiej codzienności wpadamy w pewną rutynę, i nie za bardzo zaprzątamy sobie głowę nami samymi, tym, że i my potrzebujemy wsiąść siebie pod uwagę i swoje potrzeby.

W pewnej chwili naszego życia okazuje się, że coś zaczyna boleć, coś doskwiera, coś niepokoi ale… skoro samo przyszło – samo pójdzie – jak to zwykło się mówić. Po za tym to kobieca domena, by się ciągle czymś przejmować, zamartwiać i… biegać  po lekarzach.

W pewnym wieku nie można odkładać już nic na później, bo później może nie nadejść. Nie można lekceważyć jakichś niepokojących pojawiających się objawów, bo lekceważąc je lub ignorując możemy stracić zbyt wiele.  Piszę dziś o tym, bo my jako duchowni – niestety, bywa tak bardzo często nie dbamy o siebie i o swoje zdrowie, lekceważymy je, a skutki takiego postępowania – bardzo często, by nie powiedzieć zazwyczaj – są opłakane, by nie napisać tragiczne.

Skoro więc 40 na karku, to nie można lekceważyć swojego wieku i lepiej zrobić sobie profilaktyczne badania i wiedzieć co i jak, niż potem żałować mówiąc – gdybym wcześniej wiedział, to z pewnością bym inaczej zareagował, ale… nikt mi nic nie powiedział, a ja nie miałem czasu! W ostatnim czasie korzystając z programów profilaktycznych poszedłem się przebadać, by mieć pewność, że nie przegapię czegoś, co wymagałoby dalszej diagnostyki, czy nawet leczenia. Zachęcam do tego, by się badać! By nie odkładać na potem tego, co dotyczy naszego zdrowia. By nie przegapić czegoś, co przegapione może potem rzutować na całe nasze życie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here