Około dwa tygodnie temu, moja pani doktor hospicyjna powiedział mi, że szykuje się poród dwójki dzieci – bliźniąt syjamskich.
Czas porodu nastał we wtorek 25 kwietnia. Pojechałem do jednego ze szpitali położniczych mojego miasta. Spotkałem się z pediatrom z hospicjum, która powiedziała, że nawet Pani Profesor ordynator się o mnie pytała, czy będę brał udział w porodzie. Przyznam, że to bardzo miłe, gdyż już kiedyś pisałem, miałem miłe spotkanie z Panią Profesor, a teraz Ona się o mnie pyta. To bardzo miłe i ciekawe, zarazem.
Będąc w szpitalu, poszedłem przed porodem do rodziców, poznać, porozmawiać, dowiedzieć się do i jak. Tak też się stało. Po chwili rozmowy i wspólnym rodzinnym foto, przyszła pani doktor i zabrała mamę na blok operacyjny- położniczy.
Pojechaliśmy na 4 piętro, gdzie są sale operacyjne. Tam dostałem zielone wdzianko (fartuch, maskę, ochraniacze na buty i na głowę) a następnie weszliśmy do śluzy. Zgromadziło się tam wielu lekarzy, położnych oraz studentów, gdyż narodziny dzieci – bliźniąt syjamskich, to niecodzienne wydarzenie.
Do śluzy weszli lekarze oraz pan dyrektor, który przywitał się, przedstawił, a ja podziękowałem mu za to, że mogę wraz z lekarzami być obecny przy tym porodzie, -proszę księdza, mówił lekarz –dyrektor, to nadzwyczajna sytuacja, to i ksiądz może tu być.
Rozpoczęła się operacja i po kliku chwilach, dwie dziewczynki – bliźniaczki, były już na świecie. Dzieciątka wzięli położne i pediatrzy, a po chwili poproszono mnie o chrzest. Podszedłem i wg prośby rodziców, udzieliłem chrztu św. z wody nadając im imiona, które chcieli dla nich rodzice.
Po krótkim czasie maleństwa trafiły w ramiona mamy i tam pozostały przez chwilę, a następnie umieszczono je w inkubatorze.
Po kilku chwilach dzieciątka odeszły….
Po 15:00 pojechałem po raz drugi do szpitala, by spotkać się z rodzicami i dać im dokument mówiący o chrzcie ich dzieci. Kiedy na chwile zostałem z mamą dziewczynek sam na sam, na sali pooperacyjnej, w rozmowie mówiłem, że Pan Jezus kochał dzieci i kazał dzieciom przychodzić do siebie.
W pewnej chwili mama powiedziała, mam nadzieję, że moje dzieci są na kolanach u Maryi, która może je nakarmi, bo pewnie zgłodniały przez ten poród. To był duży wysiłek, one z pewnością są głodne. Powiem szczerze, że to stwierdzenie mamy bliźniąt zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Co za wiara, co za wielkie doświadczenie spotkania z Panem Bogiem.