Idźcie i wypocznijcie nieco… tymi słowami, Pan Jezus zwrócił się do apostołów gdy ci zmęczeni wrócili z misji głoszenia Ewangelii jaką zlecił im Rabbi. To znaczy, że poszli na zasłużony urlop. Podobnie jak w życiu apostołów tak i w życiu księdza przychodzi czas na urlop. W tym roku nadarzyła się okazja by zobaczyć polskie morze.
Nie było by jednak tej okazji gdyby nie wcześniejsza pielgrzymka do Ziemi świętej i więzy znajomości jakie się zawiązały pomiędzy mną a pewną Rodzinką. Mogę powiedzieć śmiało – Rodzinka z Klasą!
Trochę się wepchnąłem ale to moje wepchniecie zostało miło przyjęte, za co Im jestem bardzo wdzięczny. Gdy więc pojawił się pomysł by wyjechać nad morze to przecież nie autem, pociągiem czy autokarem ale… motocyklem. Tak sam nie wierzę w to co piszę ale postanowiłem wybrać się motorem (500 km. w jedną stronę) do malowniczo położonego kurortu nadmorskiego w Jarosławcu. Wyjazd przygoda niesamowita! Wszystkim gorąco polecam! Wyjazd z domu 6:00 rano w Jarosławcu o 15:30 = 9h 30 min. Oczywiście wyjazd z przygodami, gdyż po wjeździe na autostradę (o standardach europejskich) długo nie można było znaleźć stacji paliw przyznam na oparach rezerwy dojechałem do stacji. Generalnie dramat jeśli chodzi o przygotowanie autostrad. Dodatkowa atrakcją było „kichanie motocykla” ale to już zupełnie inna historia.
Gdy już dotarłem na miejsce zostałem przyjęty jak bym należał do rodziny – niesamowita atmosfera i doświadczenie! Długie rozmowy, spacery, wspólne posiłki. Super doświadczenie i wspaniały wyjazd za który jestem wdzięczny, bardzo wdzięczny Rodzince z Klasą!
W drodze powrotnej postanowiłem zahaczyć jeszcze o sanktuarium Maryjne w Licheniu. Gdy jechałem postanowiłem zatrzymać się na jednej ze stacji paliw. Gdy zatankowałem benzynę poszedłem zapłacić, wypiłem kawę i chciałem jechać dalej ale… tylko chciałem gdyż motocykl niestety nie ruszył – totalny zgon! Pomyślałem, że może to być problem związany z akumulatorem ale by się do niego dostać potrzebowałem klucza rozmiaru 10 ale nie posiadając go zacząłem pytać innych kierowców na stacji ale nikt nie miał. Poszedłem więc w kierunku zabudowań i tam dopiero udało się znaleźć taki klucz. Pożyczając poratowali księdza, za co im podziękowałem. W jednym momencie motocykl ruszył. Pojechałem do Lichenia gdy dotarłem na miejsce odprawiłem Mszę świętą i wziąłem udział w nabożeństwie Maryjnym w sanktuarium. Następnego dnia około południa wróciłem do domu.
W sumie zrobiłem 1100 km. w cztery dni. Super sprawa, pomimo przygód było super! Panu BOGU niech będą dzięki za wszystko co mi dał!