7 grudnia w pierwszy piątek miesiąca udałem się do moich chorych. Tym razem liczba osób przystępujących do Komunii św. i sakramentu pokuty było więcej niż zwykle. Odwiedziłem bowiem 33 osoby. Rozpocząłem swoje wizyty o 8:00 a skończyłem o 13:40. Ten czas spotkań, wspólnej modlitwy i co najważniejsze radości z obecności przychodzącego Chrystusa w Eucharystii.
Od 3,5 roku mam swoją drogę, którą jeżdżę odwiedzając chorych. Gdy na danym odcinku pojawia się kolejna osoba, odwiedzam ją w kolejności trasy odwiedzin. Czas więc się wydłuża. Jadąc wczoraj i spóźniając się do jednej z osób otrzymałem telefon tej treści: Proszę księdza, czy ksiądz o mnie zapomniał? Czy coś się stało? Dlaczego Księdza nie ma jeszcze? To niesamowite jak ludzie czekają… Jak wiedzą o której godzinie powinienem być. To wspaniałe.
Może jeszcze jedna refleksja. Zawsze na jedne i drugie święta przygotowuję dla mich chorych drobne upominki. Na Boże narodzenie jest to prezent od św. Mikołaja. W tym roku podobnie jak w ubiegłym był to kalendarz ścienny. Gdy po udzieleniu Komunii św. mówiłem, że spotkałem świętego, który kazał przekazać ten niewielki podarek: W oczach ludzi starszych i chorych pojawiały się łzy. Jak mogę się tylko domyśleć, odżywały wspomnienia z dzieciństwa, domu rodzinnego. Taka niewielka rzecz może sprawić wielką radość.
Moi chorzy także nie pozostali dłużni, ja także od nich otrzymałem małe podarunki.