W minionym tygodniu zostałem poproszony o niedzielne i poniedziałkowe zastępstwo jednej z niewielkich wiejskich parafii na terenie mojej diecezji.
Niedziela była niezwykle pracowita – bo rozpocząłem ją jak zwykle o 5:00 rano, a potem 40 min. dojazd do parafii i…. piękna niedzielna posługa. 8:30 konfesjonał, 8:45 wypominki i o 9:00 Msza święta – pierwsza Msza święta. Potem o 10:15 konfesjonał, a o 10:30 druga Msza święta, o 11:30 konfesjonał, 11:45 wypominki i o 12:00 trzecia Eucharystia. A po południu… o 15:45 konfesjonał i o 16:00 ostatnia Eucharystia.
Muszę powiedzieć, że posługa na parafii tzw. solowej – pojedynczej, gdzie nie ma wikariusza jest dniem niezwykle trudnej i intensywnej pracy. Wielkim plusem jest fakt, że nie ma tzw. kaplic – kościołów – dojazdowych, ale jest tylko jedno miejsce posługi. Ale po za tym… jest to wspaniały czas duszpasterstwa – wspólnej modlitwy, spotkań z wiernymi, relacji – chodzi przez dzielący nas ołtarz i ambonę w czasie liturgii, ale i bezpośredni po Mszy św. w zakrystii czy przed kościołem.
Mała, wiejska parafia ma w sobie to coś, coś wyjątkowego co pozwala na zawiązanie relacji między duszpasterzem, a wiernymi, a nie duszpasterstwo „masowe” które jest tak powszechne w parafiach wielkomiejskich.
Jako, że była to niedziela udało mi się transmitować pierwszą z Eucharystii – co stanowi dla mnie osobiście pamiątkę celebracji liturgii w tej wspólnocie parafialnej i tej świątyni.
To zastępstwo było dla mnie osobiście kolejnym doświadczeniem pięknej wspólnoty parafialnej, wspólnoty modlitwy i serc, wspólnoty gromadzącej się w swojej świątyni, za którą wierni czują się odpowiedzialni.