W słuchawce telefonu usłyszałem głos pani doktor z hospicjum, która powiedziała – mała Marysia, właśnie zmarła. Dobrze by było, gdybyś- jak możesz, pojechać do szpitala i porozmawiać z mamą. Po ostatniej rozmowie sprzed porodu, powiedziała, że rozmowa z tobą więcej jej dała niż z 2 psycholożkami ( z hospicjum i szpitalną).
Zacząłem się zastanawiać, czy jechać od razu, czy poczekać, bo może tata, zmarłego dziecka przyjedzie i będą chcieli być rodziną razem w szpitalu. Ale… nie wiele myśląc wsiadłem w auto i pognałem do szpitala.
Pierwsze kroki skierowałem na oddział noworodków – OIOM wcześniaków. Tam zapytałem przełożoną pielęgniarek o mamę dziecka, jak się okazało chwilę później mama była jeszcze przy swoim dziecku.
Przebrałem się w ubranie ochronne i zaprowadzony przez pielęgniarkę poszedłem do sali, gdzie stał inkubator, przy którym stała zapłakana młoda mama. Tata nie dojechał, gdyż od szpitala dzieli go ok. 2 godz. drogi.
Podszedłem przywitałem się i bezradnie w milczeniu stanąłem obok. W niewielkim inkubatorze zobaczyłem maleńkie dzieciątko. Po chwili zaproponowałem mamie modlitwę, nie tyle za maleństwo, ale za rodziców, rodzinę, by Pan Jezus dał im siłę do przetrwania tego trudnego czasu. Odmówiliśmy razem na głos dziesiątek różańca św., tajemnicę Zmartwychwstania Pańskiego.
Następnie trwała dość długa rozmowa o życiu, przemijaniu, chorobie i cierpieniu oraz o tym, że w tej jakże trudnej (po ludzku) sytuacji jest jednak palec Boży. Pan Bóg wszystko zaplanował, choć Jego plan nie jest łatwy.
Po jakimś czasie przyjechał pan z firmy pogrzebowej i zabrał ciało maleństwa w białej trumience do prosektorium, a myśmy zostali dalej sami w pustej sali szpitalnej.
Poszliśmy powoli na oddział pooperacyjny i tam usłyszałem od mamy maleństwa bardzo mocne i ważne słowa dla mnie, jako dla księdza – dziękuję Bogu i bardzo się cieszę, że pan jest księdzem – powiedziała mama zmarłego dziecka. To mi bardzo pomogło!
Nie ukrywam, że i mnie te słowa bardzo pomogły, powiem więcej – uskrzydliły. Tak obecność księdza, ksiądz jest potrzebny innym, jego posługa komuś jest do czegoś potrzebna. Jakże to ważne dla mnie, szczególnie, gdy ze wszystkich mediów słychać, że księża to darmozjady, pasibrzuchy i samo zło.
Po raz kolejny dziękuję Panu Bogu i mojej s. że ponagliła mnie by nie czekać i jechać do szpitala by mama dziecka nie była sama, by być obok i posługiwać, obecnością i modlitwą. To moje zadanie, jako księdza – płakać z płaczącymi i radować się z cieszącymi.