Od dawna zamierzałem napisać kilka słów na temat Drogi do … Boga – Miłości. Oto krótka refleksja, którą chcę się podzielić.
Całe nasze życie jest jedną wielką pielgrzymką do nieba. Celem naszym jest Królestwo Niebieskie i zmieszkujący je Bóg. W drodze do Boga jednak pokonujemy różne trudności. Jak pokazuje ten obrazek, wchodzimy jakby po schodach prowadzących do nieba. Każdy stopień wyżej, przybliżający nas do Stwórcy jest naszym wkładem, jest dobrym uczynkiem przez nas dokonanym. Co jednak się dzieje gdy na tej drodze do nieba upadniemy? To tak jakbyśmy spadli ze schodów. Znów jesteśmy na dole! Zaczynamy od nowa. Znów próbujemy się podnieść i znów zaczynamy wchodzić po schodach w górę. Mijamy te same miejsca w których już byliśmy. Przypominamy sobie, że już na tym „pułapie” byliśmy. Idziemy wyżej i znów spadamy w dół. Podnosimy się i znów w górę kolejne stopnie i co? Znów spadamy w dół.
Co za życie? Jak długo tak można? Cy to ma wogóle sens takie wchodzenie w górę? Po co próbować wchodzić skoro znów się spadnie. Po co to wszystko?
Odpowiedź jest prosta. Nagrodą za ten trud jest ogladanie Boga twarzą w twarz. Ta ciągła wspinaczka ma sens i jeśli nawet go teraz nie widzimy to zaufajmy tym, którzy przed nami tę drogę pokonali. Nie są to jacyś niezwykli ludzie. To śmiertelnicy jak my, którzy szli do nieba i potykali się, i spadali z tych schodów. Dziś czcimy ich jako świętych Kościoła wychwalając ich wytrwałość na drodze do świętości, na drodze do Boga – Miłości.
Strona główna AKTUALNOŚCI