Zadzwoniła do mnie pani od ubezpieczeń i poinformowała mnie, że za 2 dni kończy mi się ubezpieczenie motocykla. Gdy zajrzałem do dowodu rejestracyjnego okazało się, że od 3 miesięcy nie mam aktualnych badań technicznych mojego metalowego rumaka.
Z samego rana postanowiłem wybrać się i pojechać na stację diagnostyczną, by odbyć takie badanie. Całość kosztowała mnie – bagatela – 63 złote. Tak naprawdę po sprawdzeniu świateł, hamulców oraz – jeśli by były – wycieków z baka paliwa lub oleju – dostałem stempel w dowodzie rejestracyjnym i pozwolenie na użytkowanie motocykla na kolejny rok. Morał z historii jest taki: od czasu do czasu zaglądać do dowodu rejestracyjnego.