Nocny wyjazd

0
16

Około 23.50 we wtorek, kiedy już spokojnie i grzecznie spałem w swoim domu, nagle, dość niespodziewanie otrzymałem telefon z prośbą:

– tu mama… jeśli ksiądz może, to proszę przyjechać.

– oczywiście, odpowiedziałem, ale teraz?

– jeśli ksiądz może to proszę teraz, proszę w imieniu syna.

Zerwałem się z łóżka, ubrałem się, założyłem sutannę i po północy wyruszyłem z domu kilkanaście przecznic dalej do chłopca, o którym już pisałem, a który przebywa w hospicjum domowym mojej fundacji.

Gdy wszedłem do domu, obok rodziny i najbliższych, była moja znajoma pani doktor, pielęgniarka. Chłopiec leżący na łóżku był w ciężkim stanie. Kontakt z nim był utrudniony ale nie, niemożliwy. Porozmawialiśmy chwilę z zebranymi, a potem razem z chłopcem, udało nam się wspólnie bardzo wolno i trudno odmówić modlitwę do Anioła Stróża. Chłopiec modlił się razem z nami.

Potem z każdą chwilą kontakt z nim był co raz trudniejszy. Choroba, zmęczenie, późna pora, to wszystko składało się na to, że oczy zamykały się coraz bardziej.

Około 2:00 w nocy postanowiłem, że pojadę do domu. Po rozmowie z panią doktor, dowiedziawszy się, że ten stan agonalny może trwać dłuży czas, stwierdziłem, że pojadę do domu by choć chwilę się zdrzemnąć i z rana, bo na 7:00 pojechać do szkoły.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here