W niedzielę rano mój Kleryk z parafii przywiózł mnie z Częstochowy, z pielgrzymki, bym mógł uczestniczyć w pożegnaniu w mojej parafii. Gdy wysiedliśmy z samochodu na placu kościelnym nie było już prawie nikogo po zakończeniu Mszy św. o godz. 8:00. Placem szedł ks. proboszcz, Pan Organista i Pan Kościelny. Gdy proboszcz nas zobaczył (choć zachowywał się tak jakby nie widział) szybko zniknął na schodach i za drzwiami plebanii. Czyżby znów ucieczka? Hmmm… trudno powiedzieć, ale mam takie wrażenie – ale chyba się mylę. To moja nadinterpretacja. No nic, wyglądało to nader dziwnie ale jak zwykle się czepiam, więc dajmy spokój. Nie ważne, ale cenne doświadczenie.