Nie będąc na parafii, a będąc księdzem nie musisz rezygnować ze swoich kapłańskich posług, uprawnień, możliwości!
Życie księdza rzymskokatolickiego głównie związane jest z parafią i ze szkołą. Te dwa miejsca najbardziej absorbują duchownych, którzy od samego początku swoje kapłańskiego życia posłani są właśnie do tego. W momencie, kiedy jesteś nieco na uboczu, bo nie posługujesz – na stałe w parafii i już nie uczysz w szkole, a zajmujesz się czymś zupełnie innym, to możesz – ale nie musisz jeździć gdzieś na parafię pomagać duszpastersko, możesz – ale nie musisz chodzić gdzieś posługując sakramentem pokuty i pojednania. Możesz, ale nie musisz.
Jak to powiedział mi kiedyś jeden z biskupów – dobrze, że angażujesz się w duszpasterstwo, bo przynajmniej masz coś ze swojego kapłaństwa! To bardzo dobre, mocne i ważne dla mnie słowa, a wypowiedziane przez biskupa, który zna Cię na wylot, bo był Twoim Ojcem Duchownym w seminarium, jeszcze mocniej zapadają w serce i znaczą dużo, dużo więcej.
Tak też jest, że… pisałem już kiedyś o tym, że mam swoich stałych penitentów, którzy – raz częściej, raz rzadziej korzystają z mojej posługi. Mam radość spowiadać duchownych, którzy przychodzą, by się spowiadać i u których i ja sam korzystam z tego sakramentu, ale są i świeccy, którzy przychodzą do katedry, by tam w jednym z konfesjonałów skorzystać ze stałego prowadzenia w tym sakramencie.
To absolutnie wyjątkowe – czuć się potrzebnym jako ksiądz. Czuć się potrzebnym jako ten, który sprawuje sakramenty, który jedna ludzi z Panem Bogiem. Czuć się potrzebnym jako mega liche narzędzie w Bożych rękach.
Czasem za samego rana idę do konfesjonału katedralnego, bo na godzinę są umówieni penitenci, którzy – pod czujnym okiem św. Michała Archanioła, który spogląda na konfesjonał z katedralnego witraża – przyjmują łaskę Bożego miłosierdzia.
Jak dobrze, że Pan Bóg nie patrzy po ludzku, jak dobrze, że patrzy na serce!