W maju tego roku – o czym już tutaj pisałem zostałem z całą rodziną zaproszony na ślub do… rodziny. Choć dalszej, to rodziny, która nie tylko zaprosiła na ślub, ale na kilka tygodni przed ślubem młodzi zadzwonili z zapytaniem i prośbą, czy nie zechciałbym im pobłogosławić, powiedzieć kazanie i w ogóle to odprawić całą uroczystość?

Nie ukrywam, że na takie pytanie, prośbę bardzo czekałem, ale powiedziałem sobie, że jeśli się nie odezwą, to ja nic się nie odezwę. Ten telefon z zapytaniem sprawił mi wiele radości. Postanowiłem przygotować się i jeszcze przed pielgrzymką napisać kazanie, by myśli, które miałem nie uciekły mi i stworzyły jakąś całość.

Gdy przyjechałem z pielgrzymki – bo ślub i wesele były 24 sierpnia – wszystko tzn. kazanie, wyprana i wyprasowana alba oraz prezenty (rekwizyty do kazania) – było gotowe.  Tak przygotowany z rodzicami pojechaliśmy do stolicy, do niewielkiej parafii, której centrum jest niewielki, stary drewniany kościółek, do którego nawet nie zmieścili się wszyscy goście.

Tak, jak poprosili młodzi przewodniczyłem Mszy świętej, powiedziałem kazanie i pobłogosławiłem młodych, a po liturgii wraz z księdzem proboszczem złożyliśmy życzenia młodej parze.

A po ślubie było… wesele. To piękny czas radości z sakramentalnego połączenia dwojga młodych ludzi, którzy powiedzieli sobie wobec Boga i rodziny sakramentalne tak! Piękna zabawa na najwyższym poziomie, ale i dobry czas na rozmowy z dawno nie widzianą rodziną, a nawet z kuzynostwem, które choć jest blisko, to jednak tak daleko. Za te rozmowy, spotkania i za piękną zabawę serio – jestem bardzo wdzięczny.

Młodej parze na początku ich wspólnej drogi z serca życzę Bożego prowadzenia w codzienności oraz samych dobrych wyborów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here