O godz. 6:26 wyruszyliśmy – czwartego dnia – z Bone obierając sobie za cel miejscowość Santa Irene. Wyruszyliśmy – podobnie jak przedwczoraj – gdy jeszcze było ciemno idąc przez pole, przez las, pod górę po kamieniach ale… było i bezpiecznie i – pomimo ciemności – w miarę ciepło.

Mijając słupki z muszlą i strzałką widzieliśmy, że do Santago zostało jeszcze 52, 48, 46… kilometrów, a więc widząc piękno pól uprawnych, łąk, lasów i powoli budzącego się słońca nie sposób było nie zauważyć, z kroku na krok, z chwili na chwilę już co raz bliżej.

Idąc kamienisto- piaszczystą zatrzymał mnie ślimak. Tak mały ślimak niosący na sobie muszlę – swój „domek” i naszła mnie taka refleksja, że jego życie to ciągła droga, że nie ma miejsca stałego, że cały swój „dobytek” niesie z sobą – to tak jak pielgrzym w drodze, który ma ze sobą to, co mu do życia potrzebne i nic więcej! A życie ludzkie? My także jesteśmy ciągle w drodze!

Po raz kolejny idąc swoim tempem zostawiłem moich kompanów z tyłu i ruszyłem do przodu wchodząc do miejscowości Arzua – nawiedzając jeden z tamtejszych kościołów – bo tylko ten był otwarty i idąc dalej niewielkiego baru, gdzie zatrzymałem się na kawę, by poczekać na towarzyszy drogi. Przyszli bardzo szybko. Wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciastko i poszliśmy dalej.

Co ciekawe, w przedostatnim dniu pielgrzymowania na szlaku pojawiło się wielu ludzi. Przed Santiago szlaki się schodzą! I jak jeszcze wczoraj szliśmy – szedłem – odcinki sam, tak teraz okazuje się, że idę pomiędzy jednymi, a drugimi. Na szlaku słychać różne języki obce, widać ludzi o różnym kolorze skóry, oraz spotykasz ludzi w różnym wieku – rodziców z dziećmi (również małymi noszonymi w chuście), staruszków z kijkami, młodzież szkolną oraz studentów, no i – oczywiście – duchownych. Wszystkich ich łączy jeden cel – Camio de Santiago.

Mieliśmy iść do Sant Irene ale… stwierdziliśmy, że i dziś pójdziemy dalej do miejscowości Pedrouzo, gdyż tam jest wieczorna Msza dla pielgrzymów, do której się dołączymy. Tak też zrobiliśmy i po dotarciu na miejsce i znalezieniu alberge za 13 euro poszliśmy na 18:30 na Mszę świętą.

Eucharystia międzynarodowa była pięknym doświadczeniem powszechności Kościoła. Proboszcz Włoch pracujący w Hiszpanii. Wikariusz – Filipińczyk pracujący w Hiszpanii. A w koncelebrze – 3 Polaków, 1 Amerykanin i 2 Włochów i… pełny kościół wiernych, tak że po za kościołem również stali. Choć Msza była po hiszpańsku, to jednak pojawił się w niej wątek Polski – pieśń BARKA – śpiewana po hiszpańsku w czasie Komunii Świętej.

Po Eucharystii była chwila na kolację – z wcześniej zrobionych zakupów – i do spania, bo jutro ostatni dzień pielgrzymowania do Santaigo.

Po przejściu z Boente do Pedruezo w nogach mamy 29.7 km, a w sumie 119,7 km.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here