Jechałem właśnie do domu po wizycie u rodziców, kiedy nagle dostałem telefon z hospicjum – księże umarło nam właśnie dzieciątko w hospicjum stacjonarnym, może ksiądz przyjechać? – usłyszałem w słuchawce.
Nie ubrany w sutannę, a w stroju krótkim, pojechałem natychmiast do siedziby hospicjum stacjonarnego i po wejściu na oddział zobaczyłem już palącą się świecę. – to taki zwyczaj, że gdy odchodzi dziecko, to choć życie toczy się dalej, to na korytarzu w kryształowym wazonie zapalona zostaje świeca.
Wszedłem do sali, gdzie na łóżku leżała maleńka ubrana w białą sukienkę – blisko roczne dziecko. Obok na stoliku przy obrazie Matki Boskiej z Dzieciątkiem był zapalona kolejna świeca i panie, które opiekowały się dzieciątkiem, gdyż rodzice mieszkający dość daleko od hospicjum mieli przyjechać za jakiś czas.
Wchodzisz, widzisz dzieciątko, które właśnie odeszło i jesteś absolutnie, całkowicie bezradny i co powiedzieć, jak się modlić jak dodać otuchy personelowi, który był do końca – jak usłyszałem – tuląc maleństwo na rękach.
Stanąłem i rozpocząłem modlitwę, tak własnymi słowami, od dziękczynienia za dar życia tego maleństwa, za jego przyjęcie przez rodziców – pomimo choroby nieuleczalnej, która zmierzała do śmierci, za dar spotkania i za każdy dzień, który Pan Bóg dał temu maleństwu tu na ziemi. Dziękczynienie za personel, za ludzi, który się maleństwem opiekowali i za hospicjum jako miejsce miłości i nieustannej czułości i opieki. Potem była modlitwa prośby za rodziców pogrążonych w żałobie, za personel, za wszystkich którzy doświadczają bólu straty, odejścia i smutku, a może nawet buntu wobec Pana Boga, który dał życie i je odebrał. Modlitwę zakończyłem nadzieją – która zawieść nie może – jak napisał św. Paweł Rz.5.5. – że spotkamy maleństwo w Domu Ojca, że ono już tam na nas czeka i z pewnością odda wszystkim którzy je ukochali, dali miłość, czas, siły i serce w sposób w który sami sobie nawet nie wyobrazimy. Modlitwę zakończyłem wspólnym Ojcze nasz.
Na koniec pobłogosławiłem wszystkich oraz na czole dziecka zrobiłem znak krzyża świętego mówiąc – śpij w pokoju. Podziękowałem również personelowi za ich posługę – wyjątkową i niezastąpioną – dzień i noc – służąc nie tylko rękami ale i sercem.
Odejście dziecka zawsze jest dla mnie wielką tajemnicą. Stoisz bezradny, i nawet nie wiesz co masz powiedzieć, bo każde słowa będą zbyt małe, niewystarczające, zbyt proste. Stoisz przed tajemnicą odchodzenia, umierania, tajemnicą śmierci i milczysz, ale wierzysz choć nie rozumiesz. To kolejne doświadczenie przed którym Pan Bóg mnie postawił.