W połowie listopada napisał do mnie znany mi ze szkoły biblijnej i instagrama kapłan z Kościoła Mariawickiego z zapytaniem – czy w czasie nabożeństwa ekumenicznego, które będzie sprawowane w mojej parafii nie powiedziałby ksiądz kazania? Przyznam, że tak postawione pytanie wprawiło mnie w nie lada zakłopotanie, zaskoczenie i zdziwienie. Natychmiast zadałem inne pytanie – ale dlaczego ja, księże? Przecież nie jestem z Warszawy, nie należę do Księdza Kościoła, będę tam na tym nabożeństwie po prostu całkowicie obcym ciałem. W odpowiedzi usłyszałem, ale niech będący na nabożeństwie usłyszą innego kaznodzieję, kogoś nowego, a że wiem jak ksiądz mówi, to właśnie księdza zapraszam. – usłyszałem.
Przyznam, że nie wiedziałem co odpowiedzieć na takie dictum, więc powiedziałem tylko, że zapytam moich przełożonych czy mogę i jak będę znał odpowiedź, to dam znać. Tak też zrobiłem. Poszedłem do mojego przełożonego, opowiedziałem całą historię i zapytałem: czy mogę? Na pytanie dostałem odpowiedź twierdzącą, więc taką przekazałem zapraszającemu.
Czas się skracał, a ja nie miałem ani pomysłu, ani weny, aby napisać to kazanie. Jak się okazało Ewangelia o Miłosiernym Samarytaninie, która była tekstem kazalnym podczas tego nabożeństwa, jest – była – czytana przez cały tydzień ekumeniczny, więc powiedzieć coś nowego, zwrócić uwagę na coś, o czym jeszcze nie było mówione – nie znając treści wcześniejszych kazań to… nie lada wyzwanie!
W końcu zebrałem się, aby przeczytać raz jeszcze Słowo – w szerszym kontekście – posiedziałem nad nim i… napisałem. Nie ukrywam, że jak już usiądę i zacznę pisać, to piszę i piszę… i coś tam wyszło z tego pisania.
Tak przygotowany pojechałem do Warszawy popołudniem 22 stycznia, by na 17:30 dotrzeć do stolicy. Nabożeństwo – a dla uściślenia – Msza święta z formularza o Jedność Chrześcijan była sprawowana przez biskupa naczelnego Starokatolickiego Kościoła Mariawitów w RP, którego miałem okazję poznać osobiście. W Mszy św. uczestniczyli również inni duchowni z różnych Kościołów chrześcijańskich – w tym biskup senior z Kościoła Mariawitów, biskup z Kościoła Ewangelicko – Metodystycznego, oraz biskup z Kościoła Polskokatolickiego. Przyznam, że obecność tak znamienitych duchownych, była dla mnie dość stresująca, bo mówisz i jeśli nie wprost, to gdzieś w głowie jesteś oceniany i masz świadomość, że to co powiesz będzie komentowane. Tak też było…
Rozpoczęła się Msza święta, słowo wprowadzenia wypowiedziane przez gospodarza, przywitanie gości i… liturgia Słowa Bożego, a następnie Ewangelia i… kazanie… mówiłem, mówiłem i… mówiłem i… skończyłem po prawie 19 minutach… to za długo, no ale powiedziałem to, co miałem od powiedzenia.
Msza święta trwała w sumie blisko 2 godziny i zakończyła się błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem, a po przyjściu do zakrystii – to już chyba moje zawodowe skrzywienie – zaproponowałem: to może wspólne pamiątkowe zdjęcie? Nikt nie odmówił, a przynajmniej nie powiedział tego wprost, wiec wszyscy i biskupi i inni duchowni wyszli przed konfesję – duży ołtarz – i zapozowali do wspólnej fotografii, którą wykonałem komórką z samowyzwalaczem 10 sekundowym.
Po Liturgii zostaliśmy zaproszeni do domu parafialnego na poczęstunek. To było wyjątkowe dla mnie doświadczenie, bo nigdy dotąd nie bywałem zapraszany ani z kazaniem na nabożeństwie ekumenicznym, ani na poczęstunek do grona ekumenicznego. Grono, które znam jest dość hermetycznie zamknięte, a i kazania zazwyczaj – po za małymi wyjątkami -mówią te same osoby – rok w rok.
Wielką radością było dla mnie poznać całkowicie inny świat – innych ludzi- nie tylko duchownych w różnym wieku – młodszych ode mnie, równolatków ale i sędziwych wiekiem pastorów – duchownych – którzy są otwarci ekumenicznie i usłyszeć…. od jednego z biskupów – księże, to o czym ksiądz mówił jest pragnieniem i mojego serca, od jednego z duchownych – dziękuję księdzu za to kazanie, jest ono dla mnie bardzo ważne, czy od jednej osoby świeckiej – to, co ksiądz powiedział jest mi bardzo, bardzo bliskie, bo też to przeżywam. Dodam, że następnego dnia napisał do mnie na FB jedna z sióstr zakonnych obecnych na nabożeństwie, której nie znam – a która, gdzieś mnie tam wyszukała na FB i również podziękowała mi za kazanie. Piszę o tym nie dla fejmu, by się chwalić – bo to było proste kazanie – ale by podzielić się radością, że ekumenizm to jest życie, codzienność i brak obojętności na innych. Ekumenizm, to nie zamknięcie na innych, nie kiszenie się we własnym – dobrze mi znanym sosie, ale otwieranie się na innych. Ekumenizm, to bycie razem nie tylko wtedy, kiedy jest dobrze i wszyscy klaszczą, ale i wtedy, kiedy obrzucają cię błotem- bycie razem, to braterstwo, to stanie ramię w ramię, a nie zimna obojętność i słowa – to nie mój Kościół, to nie moja sprawa, niech oni sami sobie radzą. Ekumenizm to nie słowa, puste frazesy, figury kaznodziejskie, ale to codzienność, to życie.
Raz jeszcze – chce to podkreślić – dziękuję za to zaproszenie, za radość głoszenia Słowa Bożego, za otwartość, uśmiech, szczerość i poczucie, że jesteś swój, nie obcy, że jesteś u siebie, a nie w gościach, że jesteś chciany, a nie niekonieczny! Dziękuję!