Dzień w Munkeby rozpoczął się dla nas bardzo wcześnie, gdyż już chwilę po 6:00 odprawiliśmy Mszę świętą, by pójść do nowo budującego się klasztoru cystersów na Jutrznię na godz. 7:30. Na pagórku górującym nad miejscowością od kilku lat 4 mnichów – cystersów – mieszka wspólnie, modli się i buduje klasztor oraz – już prawie wykończony – kościół. Oczywiście – jak o tym pewnie jeszcze będę pisał – gdy patrzymy na zabudowania nie widać, by były to zabudowania kościelne, gdyż na budynkach nie ma krzyża – to ciekawe, na wielu kościołach które mijaliśmy nie ma krzyży, podobnie jak nie ma kapliczek czy krzyży przydrożnych. Norwegia – a przynajmniej miejsca które odwiedziliśmy – skutecznie są z tego ogołocone. Uczestniczyliśmy w modlitwie mnichów, a potem po śniadaniu w miejscu naszego noclegu ruszyliśmy w dalszą drogę.

Dziś mieliśmy – według szacunku – do pokonania 19 km. z #Munkeby do #Markabygda. Droga wiodła głównie góra – dół- góra- dół, las – otwarta przstrzeń – las – pola. Ale… idąc w szeroką drogą mając po prawej i lewej stronie leśne zagajniki nagle na drogę pomiędzy nas – dosłownie wybiegł dość duży zwierzak. Był to młody renifer. Który szybko przeskoczył z jednego do drugiego zagajnika. Pobiegłem by nagrać choć chwilę jak on wygląda, wszak na żywo nie miałem okazji zobaczyć nigdy renifera. Udało się nagrać kilka sekund jak je trawę i idzie sobie dalej.

Po tej chwili zdziwienia dość nieoczekiwanym gościem poszliśmy dalej zatrzymując się przy jednym ze strumyków by nabrać wody do naszych butelek. Woda płynąca w strumykach górskich Norwegii jest bardzo czysta, stąd można ją pić bez filtrowania. Ale… dzięki koledze księdzu, który miał butelkę z filtrem – dla pewności i bezpieczeństwa – woda i tak została przefiltrowana. Bo jak mówi powiedzenie – przezorny zawsze ubezpieczony.

Co dziś zaskoczyło mnie ale i moich kolegów to fakt, że szlak św. Olafa biegnie również przez pastwiska owiec, co sprawia, że ogrodzenia wzniesione dla bezpieczeństwa owiec mają przystawione drewniane drabinki, by przejść przez ogrodzenie nie niszcząc go i iść dalej. To dość ciekawe – wchodzisz na pastwisko by iść dalej szlakiem, a potem – rzecz jasna z niego wychodzi – w taki sam sposób.

Około 16:00 dotarliśmy do #Markabygda, gdzie nocowaliśmy w cieniu kościoła ewangelickiego, a dokładnie w sali zborowej znajdującej się po przeciwnej stronie ulicy do kościoła. Jak się okazuje ewangelicy – których jest tutaj 90% przyjmują pielgrzymów i użyczają im gościny. Powiem nawet, że bardzo hojnej gościny.

Na noclegu spotkaliśmy dwie panie – Szwedki – które szły z Trondheim do Stiklestad i przyszły na nocleg do Marakbygda. Wywiązała się nawet rozmowa – moim łamanym angielskim zapytałem – choć panie nie wiedziały kim jesteśmy – czy są wierzące? Odpowiedziały, że nie. Więc po co pielgrzymują do Olafa? Wcześniej – jedna z nich mówiła, że była już 2 razy w Santiago de Compostella. Bo – jak sama stwierdziła – lubi chodzić i zwiedzać. Jak się okazuje pielgrzymowanie, może być też sposobem na urlop – wakacje, a nie musi się ono odbywać z pobudek religijnych. To moje nowe – ciekawe doświadczenie.

Oczywiście po kolacji przygotowanej przez kucharza księdza Tomka i szybkim praniu, poszliśmy od razu spać, by zregenerować siły i z rana ruszyć w kolejny etap pielgrzymowania.

Więcej o dzisiejszym dniu w filmiku poniżej oraz fotoreportażu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here