Czwartek 3 lutego godz. 5:00 wstaję, krótki shower, potem szybka kawa w drogę do pracy. Po drodze jeszcze na chwilę do biura po twardy dysk – tak dla bezpieczeństwa, gdyby coś było nagle potrzebne.
Wsiadam do samochodu i już po chwili jestem przed gmachem regionalnej telewizji, gdzie spędzę kolejne kilka godzin pracy. Najpierw portiernia, gdzie trzeba pokazać przepustkę – identyfikator współpracownika telewizji, a potem do windy i na 4 piętro, gdzie znajduje się montażownia.
Tam już od dobrych 20 min. czeka na mnie mój niezawodny montażysta. Na stole montażowym pocięty – przygotowany wcześniej przeze mnie materiał – jednym słowem – wszystko gotowe, możemy zaczynać.
Więc zaczynamy – 6:35 – najpierw czołówka potem wprowadzenie w kolejny już – 33 program katolicki – i zaczynamy. Na przygotowane wcześniej wypowiedzi – tzw. setki – nakładamy przebitki, czyli obrazy z wydarzeń o których opowiada kolejny reportaż.
Przebitki, muzyka, chwila przerwy na rozmowę, na herbatę i ciasto. Wizyta pani kierownik produkcji i… czas na dalszą pracę. I tak do godz. 10:15. Potem czas na tzw. wizytówki – podpisy osób występujących w nagraniu i… czas na tradycyjne fotografie. 10:40 – montaż zakończony.
Teraz tylko trzeba obejrzeć zmontowany – 25 min. materiał – zobaczyć czy czegoś nie przeoczyliśmy. Jak wszystko jest ok., to program zgrywa się na płytę i… edycja na antenie telewizji regionalnej już w najniższą niedzielę o godz. 18:00.
Tak po krótce wygląda – od kuchni – montaż programu katolickiego w telewizji gdzie pracuję. To już 33 program, którego jestem „reżyserem” – choć to bardzo szumne słowo.