Było to dokładnie 11 może 12 lat temu, kiedy na YouTube znalazłem kanał prowadzony przez młodą dziewczynę nagrywającą filmiki – vlogi – o tym, jak codziennie przeżywa przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia chodząc na roraty do kościoła, przy którym znajduje się duszpasterstwo akademickie. Zaciekawiony – śledziłem codzienne nagrania i słuchałem opowiadań dziewczyny zafascynowanej wiarą w Pana Boga, przeżywaniem jej i fascynacją Kościołem Katolickim, który jest dla niej tak bardzo ważny. Po czasie Adwentu pojawiły się inne nagrania dotyczące Kościoła, relacji z Panem Bogiem, przeżyć autorki związanych z codziennymi perypetiami życia studenckiego w wielkim mieście.
Przyznam, że tym moim „youtubowym odkryciem” podzieliłem się z moimi znajomymi oraz rodziną, od której usłyszałem – bracie – daj spokój nie warto tego słuchać, odpuść sobie, szkoda czasu, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Nie słuchając opinii moich bliskich, co jakiś czas zaglądałem na kanał YT tej młodej dziewczyny i obserwowałem z zaciekawieniem jej rozwój na YT. Dowiadywałem się o jej pasjach, studiach, wynajmowanym mieszkaniu wraz ze współlokatorkami, oraz o poznanym chłopaku, który został jej narzeczonym, a w przyszłości wyczekanym, ukochanym i wymodlonym mężem – jak sama opowiadała. Czas na ślub też był wyjątkowy – bo co zostało bardzo mocno umotywowane – adwent to najlepszy czas – choć oczekiwania to jednak radosnego oczekiwania – więc czemu nie ślub w adwencie. Po ślubie pojawiły się nagrania – bądź nagranie – już tego nie pamiętam dokładnie o znaczeniu czystości przedmałżeńskiej i mądrości Kościoła, który zachęca wiernych do tego, by zachować czystość jako skarb, dla osoby, z którą się będzie przez całe swoje życie.
Z czasem nagrania autorki można było znaleźć na słynnych katolickich portalach internetowych takich jak Deon, czy Aleteia, a dla tego ostatniego ów młoda YouTuberka nagrała nawet serię logów o byciu kobietą. Po szkole reportażu, którą ukończyła – wspomniana autorka – jej artykuły można było przeczytać także w Tygodniku Powszechnym. Nic w tym dziwnego, trzeba się rozwijać, dzielić się pasją, którą się posiada, by dobro się rozprzestrzeniało się różnymi kanałami i trafiało do wielu ludzi.
Przyznam, że potem jakoś coraz rzadziej zaglądałem na ów kanał, który z czasem zmienił swoją nazwę oraz profil zainteresowań… już w nazwie nie było słowa „katolik”, a pojawiło się imię i nazwisko, z tematów codziennych, życiowych i katolickich – które zresztą w całości zniknęły z w/w kanału – pojawiły się tematy o psychoterapii, fascynacji książkami przeczytanymi w minionym czasie oraz… długi film o doświadczeniu molestowania w Kościele, którego osobiście doświadczyła opisywana YouTuberka.
Następnie – w czasie głośnego strajku kobiet – pojawił się film zatytuowany „przepraszam was” w którym autorka opowiada o swoim buncie przeciw temu, co mówi i robi Kościół, by wreszcie w kolejnych filmikach – jeszcze nie wprost, choć przygotowując swoich subskrybentów do tego, że nie jest już w Kościele, a poza Kościołem. Przyznam, że po tamtym filmiku, który – nie ukrywam trochę mną wstrząsnął – stwierdziłem, że już odpuszczę oglądanie i w ogóle zaglądanie na kanał YT w/w autorki.
Pod koniec września br. – YouTuberka rozpoczęła publikację podcastów otagowanych wprost hasztagiem mówiącym o odejściu z Kościoła. Przyznam się, że słucham ich. Niestety nie każdy z nich da się wysłuchać od razu za jednym podejściem w całości – z różnej przyczyny. Po pierwsze – wypowiedzi prowadzącej jak i gościń – jejku, jak to dziwnie brzmi – no ale taka terminologia jest tam używana – są nie ukrywam dziwne, zaskakujące, szokujące i po prostu nie do przetrawienia jednym tchem. By nie być gołosłownym, oto kilka przykładów:
- Śmierć św. Marii Goretti – dokładnie męczeństwo w obronie czystości (podobnie też bł Karoliny Kuzkówny) – nie do końca było z pobudek religijnych, Kościół to wykorzystał i postawił jako wzór dla młodych kobiet, by żyły w czystości.
- Czystość przedmałżeńska to sztuczny wymysł Kościoła, ograniczenie młodych ludzi, działanie wymierzone wbrew naturalnemu biegowi rzeczy. Niezrozumienie naturalnych potrzeb człowieka.
- Chrzest dziecka – w wierze rodziców – to bardzo przemocowe działanie, bo nikt dziecka nie pyta o zdanie, a narzuca się mu wiarę, w której musi potem wzrastać, nie zgadzając się nawet na to, w co musi wierzyć.
- By odejść z Kościoła trzeba mieć odwagę, to nie jest takie popularne. Ludzie odchodzący z Kościoła są stygmatyzowani, nie można o tym rozmawiać wprost, to nie jest łatwe. Trzeba mieć dużo determinacji w sobie, by to zrobić.
- Kościół jest ponad prawem, bo po apostazji mam prawo – wskutek działania rodo – zostać zapomnianym, dlaczego widnieję w księgach kościelnych? To jest bardzo przemocowe traktowanie człowieka. Przecież można byłoby odejście z Kościoła załatwić jednym listem – chcę odejść i tyle, a tu każą przyjść do kancelarii parafialnej i to ze świadkiem. Z tym związana jest cała trauma – trzeba tam iść, wysłuchać pobożnych tłumaczeń czemu tak, a czemu nie i w ogóle.
- Do złożenia apostazji najlepiej się wcześniej przygotować – tutaj podane są konkretne przykłady jak – ćwiczyć oddech, nie denerwować się, być wyluzowanym – dzień wcześniej pójść wcześniej spać, a po złożeniu apostazji zafundować sobie coś relaksującego, spacer, czynny wypoczynek, czy coś innego.
- Ludzie – szczególnie bliscy – którzy dowiedzą się, że chcę odejść z Kościoła chcąc mnie siłą zatrzymać mówią, że poza Kościołem jest pustka, że odczujesz stratę, nie ma sensu odchodzić, co ludzie powiedzą. Trzeba być odważnym, by odejść.
Tych przykładów zaczerpniętych z podcastów można by podać więcej, ale nie o to chodzi. Przyznam, że warto posłuchać tych nagrań – znając – nagrania autorki z lat ubiegłych, jej doskonałą znajomość Kościoła i terminów kościelnych – by teraz (po latach) usłyszeć w niejednym podkaście, że autorka nie pamięta już nazwy codziennej modlitwy kapłańskiej jaką jest brewiarz, choć w nagraniach z rorat o tym wprost opowiadała, czy innych terminów związanych z rokiem liturgicznym czy teologią.
Cotygodniowe podcasty stały się rozmowami z osobami, które – czasem bardzo mocno – były związane z Kościołem, a dziś są poza nim. Mówią o tym głośno dzieląc się swoim bólem i wskazując na to, że to, co w Kościele się dzieje jest bardzo przemocowe, bezuczuciowe, zimne, obojętne i całkowicie pozbawione miłości względem człowieka. Kościół jako instytucja jest nastawiony na zysk i wyzysk. Księżą są bezuczuciowymi funkcjonariuszami (nierzadko pedofilami), a jak już się znajdzie jakiś „fajny ksiądz”– o czym też można posłuchać w podcastach – to z pewnością jak jeszcze nie odszedł z kapłaństwa, to z pewnością wkrótce odejdzie, bo nie może już wytrzymać w tej „dziwnej instytucji”.
Po wysłuchaniu – wszystkich jak dotąd nagrań – trzeba powiedzieć wprost, bo wniosek jest jeden – życie zaczyna się dopiero po wyjściu z Kościoła. Wówczas można odetchnąć pełną piersią, wreszcie można poczuć się wolnym, a nie zniewolonym przez stare, skostniałe i całkowicie niezrozumiałe ramy nadane przez wieki wiernym. Po co Kościół? Przecież można żyć bez Niego i być – o czym mówią gościnie – szczęśliwy, innym, lepszym.
Po cóż ja to wszystko piszę… hmmm to po pierwsze – by przyznać rację mojej najbliższej Osobie z rodziny, która lata temu mówiła mi – o czym wspominałem wyżej – nie warto tracić czasu, by tego słuchać, odpuść sobie! Tak miałaś rację! Z resztą nie pierwszy raz! Po wtóre, piszę to, by pokazać drogę jaką człowiek może przejść od głęboko przeżywanej wiary, zaangażowania w Kościół i Jego życie przez letniość i obojętność, by wreszcie powiedzieć – odchodzę – nie chcę mieć nic wspólnego z tą „przemocową instytucją”, by na koniec – zdobyć się na odwagę i zrobić ten jeden krok i odejść z Kościoła i opowiedzieć, że poza Kościołem jest życie i to jeszcze piękniejsze, lepsze – jest wolność!
Tak, mój Kościół nie jest wspólnotą świętych ludzi – dlaczego? – bo ja nie jestem święty, mam swoje grzechy, których się wstydzę. Mój Kościół nie jest wspólnotą idealną, bo i ja nie jestem ideałem. Tak, mój Kościół daje ograniczenia, ramy – poucza i wskazuje, co wolno, a czego nie. Dlaczego? Bo jest Matką, która chce, by jej dziecko nie pobłądziło w drodze. Czy po za Kościołem jest życie? Jest, bo są ludzie, którzy są, bądź deklarują się jako niewierzący i – jak sami twierdzą – są szczęśliwi. Po co więc Kościół? Kościół to życie, to Sakramenty, to Ewangelia, to codzienność, bez której – ja – nie wyobrażam sobie mojego życia – po pierwsze jako wierzący, po wtóre jako ksiądz.
Na koniec dodam…w jednym z nagrań wyżej wspominana YouTuberka mówi: przez większość mojego życia byłam osobą wierzącą, katoliczką. Zostałam wychowana w „Kościele otwartym” tak chyba można to określić. To znaczy konserwatywny katolicyzm, który jest dzisiaj zupełnie mainstraemowy i do którego się już otwarcie przyznają biskupi… był marginesem. – Tak Kościół otwarty – jak zdefiniował to kiedyś mój ksiądz profesor dogmatyk pytając nas studentów – czym jest Kościół otwarty? Sam odpowiedział – Kościół otwarty, to jest Kościół, z którego bardzo szybko można wyjść i znaleźć się poza Nim!