Poznałem Arcybiskupa, gdy byłem w II klasie liceum ogólnokształcącego, kiedy na lekcjach geografii realizowałem projekt dotyczący mojego miasta, które jest zwane Miastem Czterech Kultur. Przygotowując materiał o prawosławiu, zawitałem do kancelarii prawosławnej, a tam za biurkiem siedział brodaty kapłan – duchowny prawosławny, który, jak się później okazało, był Arcybiskupem Prawosławnym. Spotkałem się wówczas z wielką życzliwością z jego strony i pomocą, dzięki której przygotowałem, potrzebny materiał na lekcję geografii.
Następnie, spotykałem zmarłego przy różnych okazjach, które miały wymiar ekumeniczny. Zawsze otwarty i życzliwy, uśmiechnięty i chętny do rozmowy na różne tematy. Miał ogromną wiedzę, którą potrafił się dzielić. Nigdy nie patrzył na człowieka z góry!
Gdy dowiedziałem się o Jego śmierci, która miała miejsce 28 czerwca br., przyznam, że zrobiło mi się bardzo przykro, gdyż odszedł dobry człowiek! Człowiek kochający Pana Boga i drugiego człowieka.
W piątek wieczorem, w przededniu pogrzebu, udałem się do cerkwi, gdzie była wystawiona trumna z ciałem zmarłego Arcybiskupa, aby pomodlić się za Niego. Wszedłem do cerkwi, ubrany w sutannę, stanąłem z boku, by nie zwracać na siebie uwagi, a i spokojnie się pomodlić. Niedaleko mnie stał kapłan prawosławny, który obracając się w moją stronę zapytał jak mi na imię, bo mnie nie zna. Odpowiedziałem, że tak i tak. A skąd jesteś? Odpowiedziałem, że z tego miasta i dodałem, że jestem rzymski-katolik. Aha, to dobrze, że jesteś-usłyszałem. Po chwili modlitwy, do stojącego obok mnie księdza podszedł inny, by się pożegnać, gdyż wychodził z cerkwi. Następnie podszedł do mnie, by i ze mną się pożegnać, choć wcale mnie nie znał. Wówczas ten pierwszy powiedział, to nasz brat w Chrystusie – katolik. Drugi odpowiedział, to pięknie że przyszedł się pożegnać z Władyką. Władyka był otwarty na łacinników-usłyszałem. Po dłuższej chwili modlitwy wyszedłem z cerkwi.
Stojąc i patrząc na trumnę zmarłego Arcybiskupa, przypomniałem sobie opowieść jednego księdza seniora z DKE, który mówiąc mi o śmieci 4 ordynariusza mojej diecezji wspomniał, że przy jego trumnie w naszej katolickiej katedrze, stał i długo się modlił, biskup prawosławny. Stojąc w sobotni wieczór, czułem, że spłacam dług, zaciągnięty przed laty, modląc się przy trumnie zmarłego biskupa prawosławnego.
W sobotę o 9:00 miała rozpocząć się liturgia pogrzebowa w katedrze prawosławnej. Gdy wszedłem o 8:45, liturgia już trwała. Zakończyła się chwilę po 12:00. To było coś pięknego. Prawdą jest co pisał kiedyś Fiodor Dostojewski: gdy wejdziesz do Cerkwi i usłyszysz śpiew chóru, poczujesz, że jesteś w niebie, choć cały czas na ziemi. Tak, liturgia – nawet pogrzebowa – daje przedsmak nieba! To wyjątkowe, pierwsze w moim życiu, takie doświadczenie. Modliłem się z obecnymi w cerkwią, tak jak potrafiłem. Dostrzegłem też wielką miłość, jaką darzyli Władykę, jego wierni. Podchodzili do trumny i całowali jego dłonie oraz szaty liturgiczne, w których był pochowany. Po zakończeniu długiej liturgii, ciało wyniesiono z cerkwi i w uroczystej procesji kapłani niosąc na ramionach trumnę ze zmarłym swoim Pasterzem, obeszli dookoła katedrę, a następnie udali się w kondukcie pogrzebowym na jeden z dwóch cmentarzy prawosławnych, które znajdują się w moim mieście. Tam spoczął w grobie, obok swojego poprzednika na katedrze biskupiej.
Tak, moje ukochane miasto, to miejsce przenikania się i współżycia ludzi czterech kultur, którzy nie tylko obok siebie żyli, pracowali ale i wspólnie się modlili. To trwa do dziś, gdyż na nabożeństwie żałobnym, nie zabrakło braci katolików, luteranów, kalwinów, baptystów, mariawitów, metodystów. Wszyscy razem modliliśmy się o dar nieba, za wykonaną służbę na ziemi, dla zmarłego Władyki!