Telefon powiadamiający o tym, że w zaprzyjaźnionym z moim hospicjum szpitalu, znajduje się mama, która niebawem rozpocznie poród, dostałem w czwartek o godz. 17:10. – „proszę by ksiądz,- mówiła koleżanka z pracy dr pediatra, był przygotowany rozpoczął się poród. Jak będę miała więcej informacji, dam znać. Choć może to być telefon w nocy lub nad ranem.” – dodała.
Tak więc, włączyłem w telefonie dźwięk, położyłem się jak zwykle spać, a przy poduszce położyłem telefon, gdyby, jakby co…
Telefon nie zadzwonił, rano poszedłem do szkoły, jak co piątek, ale wysłałem sms-a do doktor hospicyjnej, by zapytać: co i jak? Usłyszałem – zatrzymało się… wiec czekamy- przeczytałem w sms-sie.
Poszedłem do katedry na 12:00, by sprawować Mszę św., po zakończeniu której dostałem telefon, że już się zaczęło.
O godz. 13:10 byłem w szpitalu, ale niestety nie było to tak szybko i od razu. Jako, że był to poród naturalny, dzieciątko przyszło na świat dopiero o godz. 14:40.
Wcześniej miałem okazję porozmawiać z rodzicami, przedstawić się, zapytać jakie imię dla swojego dziecka wybrali i czy życzą sobie Chrzest dla swego synka.
Jak już napisałem o godz. 14:40 po raz kolejny w swoim kapłańskim życiu usłyszałem pierwszy krzyk, co ja piszę, głośny i donośny płacz noworodka! Malec płakał, darł się w niebo głosy!
Po chwili radości i płaczu, był czas na sakrament Chrztu św. Pytałem rodziców, czy chcą, aby ich dziecko otrzymało chrzest w wierze Kościoła katolickiego – chcemy – usłyszałem, następnie zadałem pytanie o imię dziecka, a gdy już je usłyszałem – ochrzciłem maleńkiego chłopca. Na koniec wspólnie oddaliśmy go, pod opiekę Matki Bożej Uzdrowienia Chorych, odmawiając wspólnie modlitwę Zdrowaś Mario, po której udzieliłem Bożego błogosławieństwa.
Po raz kolejny napiszę to, że w tej niezwykłej sytuacji, związanej z bólem i cierpieniem porodu, radością i szczęściem narodzin, wzruszeniem i emocjami związanymi z chrztem i niepewnością każdej chwili związanej z nieuleczalną chorobą dziecka, Pan Bóg daje niesamowity pokój i doświadczenie, że On wie więcej, lepiej i choć nie rozumiem, ma z pewnością rację.
W modlitwie i chrzcie św. brali udział nie tylko rodzice, ale jak zwykle fotograf hospicyjny, nasza doktor hospicyjna, ale także personel szpitalny. Wszyscy wspólnie modliliśmy się wraz z rodzicami. Podkreślę to, wszyscy, wspólnie.
Pan Bóg jest niesamowity,dając mi łaskę uczestnictwa w cudzie narodzin. Będąc księdzem, nie mając swoich dzieci, po raz kolejny zostałem ojcem, mam swojego kolejnego syna.