Dnia 7 września, około południa zatelefonowała do mnie pani doktor z hospicjum z informacją, że dnia następnego może być potrzeba chrztu dziecka z naszego hospicjum bo mama będzie rodzić.
Poród naturalny, rozpoczął się ok. 20:00 i zakończył się chwilę po 2:00 w nocy. Gy dzieciątko się urodziło, otrzymałem telefon z prośbą o przyjazd. Zebrałem się i o 2:40 byłem już w szpitalu mojego miasta. Tam na Sali poporodowej ochrzciłem maleństwo nadając dziewczynce imię Natalia.
Przy okazji chrztu i przyjazdu do szpitala spotkałem się z Panią Doktor tam pracującą, z którą widziałem się na pielgrzymim szlaku w sierpniu. Mogę śmiało powiedzieć, że mam znajomych w tym szpitalu.
Po chrzcie wróciłem do domu, a następnie pojechałem do szkoły. Wracając po lekcjach postanowiłem, że odwiedzę rodziców maleństwa, bo pewnie już emocje opadły i nastał spokój. Niestety, tak się nie stało. Okazało się, że dziecko jest w agonii i pozostało mu już nie wiele czasu. Wszedłem do rodziców, chwilę porozmawiałem i wyszedłem, nie przeszkadzając.
Wychodząc z oddziału, na korytarzu szpitalnym spotkałem Pana Profesora, ordynatora oddziału. Profesor przywitał się ze mną, co zdziwiło mnie, był bardzo uprzejmy i w odróżnieniu od ostatniego naszego spotkania, mówił do mnie – proszę księdza, a gdy się żegnaliśmy podał rękę, ukłonił się. Przyznam całkowita odmiana, pozytywne zaskoczenie.
Niestety w godzinach popołudniowych otrzymałem telefon ze szpitala z wiadomością, że maleństwo zmarło. Zawiozłem do szpitala, do rodziców, zaświadczenie o chrzcie św. i porozmawiałem z mamą dziecka. To trudne doświadczenie, na które w jakiś sposób rodzice byli przygotowani, ale jednak śmierć, odejście dziecka, to wielki ból serca.
Panu Bogu, za kolejny poród, za kolejne dziecko Boże, za kolejny raz życia – Boże bądź uwielbiony!