6 czerwca 2009 roku o godzinie 18:00, a więc w dniu swoich święceń w godzinach wieczornych celebrowałem swoją pierwszą Eucharystię. Dopoudniowe uroczystości Święceń były dla mnie wyjątkowe. Oto już na zawsze i nie podzielnie oddałem się w ręce mojego Boga jako jedynej mojej MIŁOŚCI. Wieczorem w swojej rodzinnej parafii celebrowałem Eucharystię. To co działo się w moim sercu trudno określić i nazwać. Na ten moment, na tę chwilę by stanąć przy ołtarzu Chrystusa jako Jego kapłan czekałem całe swoje dotychczasowe życie. I oto nadszedł ten moment. Moja pierwsza Msza święta. Najpierw było błogosławieństwo moich rodziców, a następnie uroczysta procesja do kościoła. W kościele wypełnionym (jak na sobotę wieczór) parafianami i gośćmi słychać było śpiew scholi parafialnej. Wraz ze mną Mszę świętą celebrowali moi koledzy kursowi, którzy przyjechali do mnie na prymicje i z którymi byłem w seminarium ostatnie 6 lat. Razem uczyliśmy się, razem modliliśmy się, razem wypoczywaliśmy, a tego wieczoru razem staliśmy przy ołtarzu Chrystusa. Liturgia była pięknie przygotowana przez Ojców pracujących w moiej rodzinnej parafii oraz przez Służbę Liturgiczną (której członkiem byłem przez 12 lat).
W czasie Eucharystii był we mnie taki swoisty spokój, brak jakiegokolwiek lęku – pokój serca. Jak powiedział mój kolega kursowy – tak, jestem na swoim miejscu. Był jednak taki jeden szczególny moment w czasie liturgii kiedy głos załamiał się podczas słów: Oto Baranek Boży… . To było coś nieprawdopodobnego. Ja zwykły, prosty człowiek, ze swoimi grzechami, niewiernościami, przywarami. Mną posługuje się Jezus. To coś nieprawdopodobnego!
Po modlitwie po Komunii nadszedł czas na podziękowania. Dziękowałem Panu Bogu, Rodzicom (i tu było cięzko ale… jakoś się udało) następnie dziękowałem Siostrze (i tu już nie wytrzymałem – tu rykłem płaczem). Moja Siostra – tak, niesamowity DAR od Pana Boga – codziennie przez 6 lat codziennie w mojej intencji była na Mszy świętej. To dar, który jest nie do wycenienia. To coś niespotykanego i niesamowitego. Panie Jezu dziękuję Ci za moją Siostrę – ten Skarb jaki mi dałeś. Dalej dziękowałem dlaszej i bliższej rodzinie, tym bez, których by mnie nie było przy ołtarzu – kolegach z liceum i z seminarium. Na końcu dziękowałem uczniom i nauczycielom ze szkoły, w której przez ostati rok uczyłem katechezy.
Po podziękowaniach udzieliłem wszystkim błogosławieństwa prymicyjnego. Gdy już kończyłem błogosławić oto do schodów ołtarzowych podeszła kilko osobowa grupa ludzi. To było coś nie prwdopodobnego po błogosławieństwo przyszła Pani Dyrektor, Pan V – ce Dyrektor i Państwo Nauczyciele z L.O. w którym uczę.
Po błogosłwieństwie były życzenia – od znanych mi i tych nieznaych. Wiele kwiatów i różnych prezentów. Jeden jednak był szczególny i wyjątkowy. Otrzymałem go jeszcze przed prymicjami – był to ornat biały z wyhawtowanym pięnym świętym Pawłem. Ten ornat otrzymałem od mojego Skarba – mojej Siostry. Innym zaskoczeniem dla mnie był prezent od moich uczniów – wielka antyrama z fotografią moich dzieci – bym nigdy o Nich nie zapomniał – napewno nie zapomnę!
Po prezentach nadszedł czas na wesele – przyjęcie prymicyjne.
Prymicje – w Kościele katolickim, pierwsza Msza święta odprawiana przez nowo wyświęconego kapłana (neoprezbitera). Prymicja jest odprawiana zazwyczaj dzień po święceniach kapłańskich dokonanych przez biskupa. Prymicjami nazywane są pierwsze msze nowego kapłana zwykle w okresie miesiąca od daty święceń. W prymicji uczestniczy ks. proboszcz z parafii. Podczas Mszy prymicyjnej neoprezbiter udziela zebranym uroczystego błogosławieństwa, zazwyczaj poprzez nakładanie rąk na głowę.
(wikipedia)