W dzisiejszej Ewangelii jesteśmy świadkami już po raz kolejny, (bo w ubiegłym tygodniu była sytuacja podobna) jesteśmy świadkami jak Jezus nauczając tłumy, a także uczniów mówi do nich w przypowieści. Przypatrzmy się jednak dokładniej tej perykopie ewangelicznej.
Jezus nauczający wszystkich, którzy byli wokół niego zwraca się w sposób szczególny do kapłanów i starszych ludu. Można by powiedzieć, iż zwraca się do wierzących jemu współczesnych. To nam samym na początku zadaje pytanie: Co myślicie? Nauczyciel wchodzi w dialog ze swymi słuchaczami. Nie zostawia ich samym sobie. Nie pozwala by biernie stali i tylko słuchali. Zmusza ich do czujnego słuchania, jakby chciał powiedzieć: Gdy zakończę zapytam was o waszą opinię, o wasze zdanie, o waszą ocenę. Mówi do nich: Bądźcie czujni! Uważajcie! Nie bądźcie obojętni! Podobnie jak wcześniej w swej przypowieści umieszcza Pana, który jest zarządcą winnicy oraz 2 mężczyzn – synów owego pana. Jak przedstawia się ta historia? Mamy tu jakby 2 skrajne stanowiska.
Pierwsze z nich odpowiedź twierdząca wynikająca być może ze strachu przed każącą ręką ojca, a może z chęci przypodobania się ojcu, a może po prostu z rutyny – czynię zawsze to czego chcą moi rodzice nie dla ich satysfakcji ale dla świętego spokoju.
Druga postawa jest inna zawiera ona w sobie coś z buntu. Syn mówi, że nie pójdzie! Stawia sprawę jasno! Rodzi się pytanie dlaczego? Być może ma już dosyć tych ciągłych zachcianek ojca, a może ma inne plany na dany dzień, a może po prostu chce pokazać jaki to jest dorosły przez co chce się postawić Ojcu.
Na pierwszy rzut oka to postawa pierwszego syna jest jak najbardziej słuszna. Od razu odpowiedział na przykaz ojca, był posłuszny. Postawa zaś drugiego syna pełna buntu jest godna pożałowania i potępienia. Jest to typowy przykład na nieprzestrzeganie IV przykazania „czcij Ojca swego i matkę swoją”
W tej historii jednak Jezusowi nie chodzi o to jak człowiek zaczyna, ale jak kończy. Nie chodzi o posłuszeństwo takie formalistyczne, ze strachu czy też z rutyny. Chodzi o to by wolę ojca nie tylko tego ziemskiego, ale przede wszystkim tego niebieskiego przyjmować z pokorą, wyrozumiałością, a przede wszystkim z przekonaniem, że ojciec nie chce dla nas źle lecz dobrze.
Na przykładzie tych dwu synów Chrystus chciał wszystkim zgromadzonym pokazać, że: „nie ten, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do królestwa niebieskiego ale ten, który wypełnia wolę Ojca, który jest w niebie.”
Dzisiejszej niedzieli Jezus zwraca się do każdego z nas. Drogi Bracie i droga Siostro. On wzywa nas do nawrócenia. Już w pierwszym dzisiejszym czytaniu z księgi proroka Ezechiela mamy wzmiankę na temat naszego postępowania: „A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze”
Można by powiedzieć bardziej współcześnie jeśli się nawrócił i pozostawił swoje dotychczasowe życie, swoje grzechy, które popełniał – żyć będzie życiem Bożym, a nie umrze na wieki, gdyż będzie miał życie wieczne!
Ale kiedy my słyszymy takie słowa mówiące o nawróceniu skierowane po naszym adresem, pod adresem ludzi wierzących i chodzących do kościoła to uważamy, że są one skierowane jakby pod zły adres, to nie są słowa do nas, ale do tych co o kościele zapomnieli, co się nie modlą, a Pan Bóg stał się dla nich kimś obcym. Oni to powinni się nawrócić!
Tak w tych słowach jest z pewnością dużo racji niemniej jednak każdy z nas potrzebuje nawrócenia. My mamy się nawracać codzienne, co dzienne mamy stawać się jeszcze lepsi, świętsi. Przykładem nawrócenia na dobrą drogę jest dziś ów drugi syn, który to zawrócił ze złej drogi i wrócił na właściwą: z miłości i szacunku do Ojca swego poszedł wykonać pracę.
Czy nawrócenie jest rzeczą łatwą? Z pewnością nie! Wymaga ono od nas samozaparcia, a już na pewno wiele odwagi powiązanej z silną wolą. Nawrócenie wymaga zmiany naszego dotychczasowego życia. Nasz trud jednak nie pójdzie na marne, gdyż przez trud szlifujemy się i tym samym zdobywamy łaski u Boga.
Niech w przyjęciu nawrócenia, podjęciu wysiłku z nim związanego pomoże nam ta historia:
Abba Eliasz opowiadał, iż pewien starzec zamieszkał w starej świątyni. I przyszli szatani mówiąc: „Odejdź z naszego miejsca”. Starzec im odrzekł: „Wy nie macie żadnego miejsca”. Zaczęli mu więc rozrzucać po jednym liście palmowe, a starzec je spokojnie zbierał. Wreszcie szatan go pochwycił za rękę i pociągnął za drzwi; a gdy go już wyrzucał, starzec druga ręką uchwycił się drzwi i zawołał: „Jezu ratuj mnie!” I zaraz szatan uciekł; starzec więc zaczął płakać. Pan go zapytał: „Czemu płaczesz?”, a starzec na to: „Bo oni ośmielają się chwytać człowieka i coś takiego z nim robić!”. Pan odpowiedział: „To ty zaniedbałeś modlitwę, bo kiedy się do mnie zwróciłeś, widziałeś jak ciebie wspomogłem”. „A to wam mówię na dowód, że trzeba wielkiego trudu, a bez trudu nie można otrzymać pomocy Boga. On bowiem dla nas dał się ukrzyżować”. Powiedział abba Eliasz.
Bóg czeka na nas w każdej chwili naszego życia, nikt z nas nie jest dla niego obojętny. Należy tylko pamiętać o nim i nie zaniedbywać spotkania z nim na naszej modlitwie. On czeka aż my przyjdziemy do niego i każdego dnia na nowo podejmiemy trud nawrócenia.
Na zakończenie drodzy bracia i siostry zechciejmy zadać sobie pytanie: Czy proces nawrócenia w nas w ogóle się zaczął? Czy nawet gdy często upadamy mając świadomość słabości i grzechu odczuwamy potrzebę zmiany stylu życia bo tego wymaga nasze spotkanie z Jezusem w wierze? Spróbujmy zapytać siebie, co ostatnio sam zrobiłem, nie sąsiad, sąsiadka, ale Ja sam, aby poprzez zmianę stylu życia naprawdę podobać się Jezusowi? Czy w ogóle podjąłem ten trud?