Wracałem do domu po zakończonych rekolekcjach, gdy nagle zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się głos szefowej hospicjum, który w błagalnym tonie postawił pytanie – czy ksiądz jest ma miejscu? Tak, właśnie wracam do domu. Czy może ksiądz przyjechać natychmiast do szpitala, bo nasze dziecko umiera. Dobrze – odpowiedziałem – wejdę tylko do domu po oleje święte i natychmiast jadę do szpitala dziecięcego.

Jak powiedziałem tak też zrobiłem. Wszedłem na chwilę do domu i natychmiast pojechałem do szpitala. Wszedłem na intensywną terapię, gdzie w niewielkim pokoiku w wysokim szpitalnym łóżeczku leżał 8-miesięczny chłopie podłączony do wszelkiej możliwej aparatury. Do pokoiku weszła jeszcze szefowa hospicjum opiekun prawny chłopca i opiekunka.

Pomodliliśmy się i udzieliłem chłopcu sakramentu namaszczenia chorych. Po chwili wyszedłem z oddziału intensywnej terapii. Podziękowałem w dyżurce pielęgniarką i pani doktor będącej na dyżurze za pozwolenie na udzielenie sakramentu i możliwość wejścia na tak ważny – ratujący życie – oddział. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę z pracownikami hospicjum i pojechałem do domu.

Wsiadłem do samochodu i będąc już w połowie drogi do domu coś mnie tchnęło- przyszło mi myśl – a czy ten chłopiec aby jest ochrzczony? Nie pytałem, przyjąłem za pewnik, że tak jest skoro dziecko ma 8 miesięcy. Zadzwoniłem do szefowej hospicjum i usłyszałem – księże, on nie jest ochrzczony. To co wraca ksiądz? Oczywiście – odpowiedziałem. Zawróciłem i wróciłem na oddział szpitalny.

Zwracając się do opiekuna prawnego zapytałem – czy chce pani a dziecko otrzymało Chrzest? Po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi wyznaliśmy wiarę chrzcielną a następnie wodą z garnuszka polewając główkę nieprzytomnego maleństwa udzieliłem Chrztu świętego. Oto nowy chrześcijanin! – powiedziałem po Chrzcie.

To była chwila radości pomimo bólu, cierpienia i smutku. Chwila uśmiechu przez łzy osób uczestniczących w tej wyjątkowej uroczystej chwili. Chwila działania – ewidentnego działania Pana Boga.

Po udzieleniu sakramentu wróciłem do domu, gdzie po około 3 godzinach znów zadzwonił telefon od szefowej hospicjum z informacją: chłopiec nie żyje. Wie ksiądz – usłyszałem w słuchawce- chyba czekał by ksiądz go ochrzcił.

Minęło kilka dni i znów spotkaliśmy się, tym razem by pożegnać Piotrka. Biała niewielka urna ustawiona na katafalku w kaplicy cmentarnej i wspólna modlitwa za tych, którzy zostali w żałobie. Modlitwa i oczekiwanie, bo przecież kiedyś się jeszcze zobaczymy.

Kolejne moje dziecko hospicyjne jest już po drugiej stronie i czeka również na mnie, a ja czekam na spotkanie z Piotrkiem w wieczności. Do zobaczenia!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here