Takie tam, z codziennego życia…

0
13

Dawno, dawno temu… za siedmioma górami, za siedmioma rzekami działo się tak:

Jakiś czas temu w światyni można było usłyszeć takie oto słowa: módlcie się, a może się uda, że „dotychczasowy pracownik” zostanie, jak pójdę do Głównego Przełożonego to powiem, że „pracownik” ma studia itd… . Wierni się modlili – o czym dowiadywałem się odwiedzając chorych. Pytały, czy może już coś wiadomo? Te wiadomości odbierałem z wielką radością. Pytał: organista, kościelny, nasz kleryk. Przyznam, że miałem nadzieję ale jakoś wewnętrznie przygotowywałem się do tego co już wiadome. No ale, skoro Przełożony daje nadzieję, to trzeba ufać i tą nadzieją żyć.

Ale… minął czas i w połowie sierpnia: … ten współpracownik to niczym się ni interesuje, zamiast dzwonić i pytać w urzędzie to siedzi i nic nie robi! (…ehhh). Poszedłem więc i zapytałem czy Przełożony coś wie? Nie, nic nie wiem, no trzeba jechać i pytać, dzwonić. Ale ja nie mam podstaw, glejt mam i tyle. To jak będę w  urzędzie po dyplomy to zapytam! Będę zobowiązany… . (mijają 2-3 godziny i pukanie do drzwi). Proszę, stoi Przełożony z kopertą A4 i mówi: dekret! Nogi mi się ugięły i nagle śmiech – nie dekret tylko dyplomy jubileuszowe dla małżonków. Zapytałem: czyli nic dla mnie nie ma? Nie, no ale można się odwoływać, zapisać się na rozmowę  i w ogóle… (żal, dramat i brak słów). Wjazd do nowego miejsca pracy  na „łysej kobyle” – zaznaczę, że ani łysej, ani kobyle. No ale… może to taki  plan…

A i jeszcze jedno… co pojawię się na klatce schodowej, gdy tylko współlokator otworzy drzwi i usłyszał moje kroki nagle tajemniczo znika. Nie dalej jak 2,3 dni temu otworzyły się drzwi do garażu, a ja w tym czasie krążyłem pomiędzy strychem, a mieszkaniem. Nagle cisza. Nikt nie chodzi. Wszedłem do mieszkania zostawiłem pudełka poszedłem do łazienki po pranie słyszę kroki na schodach, wychodzę z praniem cisza, współlokator stoi na półpiętrze poszedłem na strych szybkie przejście po schodach i zniknięcie w mieszkaniu. Inny przykład: wczoraj,przyjechałem motocyklem do domu zostawiłem go, wchodzę po schodach i słyszę że drzwi od mieszkania się otwierają z klucza a potem na oścież. Słyszę kroki na schodach więc ja wchodzę na górę i… szybki zwrot krok po kroku i ciche zamknięcie drzwi przez współlokatora z klatki schodowej. Wszedłem do swojego (jeszcze) mieszkania zacząłem się rozbierać i słyszę drzwi sąsiada się otwierają i wychodzi.

No coś bez komentarza, bo nie ma co tu komentować. Dziwna sprawa, nie wiem z czego wynikająca. Czy aż tak straszny jestem, że przede mną się uciekać? Nie wiem, ale sądząc po zachowaniu współlokatora chyba tak no ale już nie długo jeszcze tylko klika dni.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here