W miniony czwartek 4 listopada przeżyłem już po raz kolejny doświadczenie kolizji drogowej. Korzystając z dobrodziejstwa jakim jest dzień wolny w życiu księdza wybrałem się do księgarni katolickiej. Kiedy wracałem do domu (na plebanię) jadąc ulicą z pierwszeństwem z bocznej ulicy z lewej strony wyjechał na mnie citroen i… troszeczkę zmienił wygląd mojego auta. Co działo się w moim sercu i mojej głowie. Szkoda gadać. Ile pretensji do tego człowieka, Pana Boga – bo znowu coś, znowu ja. Jutro pierwszy piątek wyjazd do chorych a moje auto… Eh… No ale. Wypadek nie z mojej winy. Trudno. Widocznie tak miało być. Oświadczenie o winie i koniec. No i dalszy ciąg załatwiania odszkodowania. I tu po raz kolejny Pan Bóg pomimo tego co się stało daje koleją perełkę. Podsuwa dobrych ludzi, którzy pomogą wszystko załatwić. Podsunął blacharza, warsztat samochodowy, Pana , który pomógł przy oględzinach auta. Pan Bóg nad wszystkim czuwa.
Wiele by można jeszcze napisać ale najważniejsze że Pan Bóg darował dalej życie i pozwala jeszcze wiele rzeczy naprawić byle by wielu nie popsuć.