Od ponad roku w jednej z dwu pustelni kamedulskich mieszka mój kolega – ksiądz diecezjalny, który uzyskawszy pozwolenie swojego ordynariusza doskonali swoje życie duchowe jako pustelnik. Choć – co mam sobie do wyrzucenia – w ubiegłym roku Go nie odwiedziłem, tym razem – korzystając z urlopu – postanowiłem Go odwiedzić.
Piękna pogoda sprzyjała, aby dosiąść mojego metalowego rumaka i wyruszyć przed siebie do kamedulskiej pustelni. Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Po ponad 2 godzinach dojechałem do kamedulskiej pustelni w Bieniszewie. Tam przywitał mnie mój dobry Znajomy, który ugościł mnie obiadem i pyszną kawą, oprowadził po eremie kamedulskim pokazując różne jego zakamarki oraz… podzielił się swoim życiem zakonno – diecezjalnym.
Erem faktycznie kryje swoje tajemnice, którym jest niewątpliwie krypta znajdująca się pod posadzką kościoła, gdzie grzebani są – wsuwani w ścianę zmarli mnisi. Ciekawostką jest kuchnia, gdzie na suszarce połyskują metalowe menaszki, w których przygotowuje się posiłki dla pustelników. Za ołtarzem głównym kryje się chór zakonny, gdzie kilka razy w ciągu dnia gromadzą się zakonnicy by odmawiać liturgię godzin. Na uwagę zasługuje również kapitularz, gdzie każdego wieczoru gromadzą się eremici, aby słuchać czytanki duchownej. Nie wszyscy wiedzą, że każdy z mnichów ma swój własny mały domek, w którym w milczeniu spędza większość swojego życia.
Spotkanie z Donatem Kamedulskim było dla mnie wyjątkowym spotkaniem, które pozwoliło na wspomnienia, ale także pytania i odpowiedzi na temat tu i teraz oraz plany na przyszłość.