Wstał nowy dzień na szlaku Camino. Tym razem pospałem dłużej, bo wyszedłem z albergu po 6:00, kiedy już powoli robiło się szaro.
Świat spowity był mgłą, która powoli opadała co powodowało lekką mżawkę. Warto dodać, że poranki na szlaku są zimne, stad każdego dnia wychodziłem na szlak w softszelu.
Dzisiejsza droga prowadziła zarówno po asfalcie, jak i polnymi drogami, wzdłuż drogi krajowej jak i po niewysokich górach, pagórkach. Szło się nadzwyczaj dobrze, bez bólu kolana – co bardzo mnie zaskoczyło, co z pewnością było powodowane regeneracją kolana.
Po drodze mijałem typowe hiszpańskie wioski z gospodarstwami rolnymi i zwierzyńcem oraz miasteczka jak Sobrado z przepięknym jeziorem oraz przepięknym kościołem i klasztorem pocysterskim.
Kiedy dotarłem do Sabrado dos Monxes – do kompleksu zakonnego – poszedłem do biura i sklepu z pamiątkami i dzięki translatorowi w telefonie zapytałem, czy mógłbym w tym zabytkowym kościele odprawić Mszę świętą? W odpowiedzi sprzedawca popatrzył na mnie po czym powiedział – w kościele nie, ale jest tu dawny kapitularz i tam możesz się pomodlić.
Poszedłem do wskazanego miejsca, odprawiłem Mszę świętą po czym poszedłem zobaczyć zabytkową świątynię. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że kościół wewnątrz jest…. pusty!
Kiedy wychodząc zapytałem sprzedawcę dlaczego kościół jest pusty powiedział, że w czasie wojny domowej, kiedy państwo zabierało kościołowi cały majątek, wnętrze świątyni została wyprzedane, a co można było wykorzystać do budowy, wystroju domów zostało zabrane. Powiem, że jest to widok bardzo smutny!
W rynku niewielkiego miasteczka zatrzymałem się wypiłem piwo, zjadłem tortillę i wypiłem małą kawę, a następnie ruszyłem w drogę. W czasie pokonywania kolejnych kilometrów był czas na różaniec, koronkę i zwiedzanie maleńkich wiejskich kościołów i cmentarzy.
Tak dotarłem do Boimorto, gdzie tuż na obrzeżach miasteczka zbudowano mały alberge, w którym również byłem pierwszy dochodząc na miejsce około 15:00.
Na noclegu nie byłem sam, do pokoju gdzie mieszkałem dołączyło jeszcze 6 Hiszpanów, którzy tak jak ja pielgrzymowali do Santiago.
Ten dzień był bardzo wyczerpujący i o ile kolano się zregenerowało, to na lewej stopie zrobiło się duży pęcherz w miejscu pięty i pod poduszką dużego palca. Ból olbrzymi, i niestety po przekuciu zrobiły się rany. Po opatrzeniu, wymoczeniu stóp w mydle i zrobieniu opatrunku przyszedł czas na długi odpoczynek.
Tak zakończył się kolejny dzień pielgrzymowania w czasie którego przeszedłem 26 km.