W ostatnich dniach tegorocznej oktawy wielkanocnej otrzymałem smsa od mojego kolegi księdza – kursowego – z informacją, że w dniu wczorajszym zmarł jego Tato.

Po otrzymaniu tej wiadomości natychmiast zadzwoniłem i złożyłem wyrazy współczucia i zapewniłem o mojej obecności na uroczystościach pogrzebowych. Powiadomiłem również wszystkich kolegów kursowych i dość szybko wyklarowało się kto może, i kto wybierze się na pogrzeb – blisko 400 km. – który odbędzie się za dwa dni w Niedzielę Miłosierdzia Bożego.

We trzech kolegów księży pojechaliśmy, by być wraz z naszym kolegą, z jego Mamą i Rodzeństwem, by wspólnie pożegnać zmarłego Tatę kolegi księdza. Osobiście poznałem Zmarłego, kiedy czterokrotnie na przestrzeni 23 lat wspólnej drogi do kapłaństwa i kapłaństwa bywałem w góralskiej gościnie. Tato był zawsze otwarty, życzliwy, pracowity i do tego pobożny co było widać i domu rodzinnym kolegi jak i w świątyni, którą odwiedzałem będąc w gościnie.

Na pogrzeb pojechaliśmy chwilę po 9:00 rano, by na 13:20 dojechać do kościoła, gdzie o 14:00 mała być celebrowana Msza święta pogrzebowa. Włączyliśmy się we wspólny różaniec, a następnie w Mszę święta pogrzebową. Kościół wypełniony był po brzegi rodziną znajomymi, sąsiadami. Przy ołtarzu księża posługujący w parafii, pochodzący w parafii, pracujący w parafii i my, a celebransem był – syn, ksiądz.

Po Mszy świętej odprowadziliśmy Zmarłego na cmentarz, towarzysząc rodzinie i najbliższym. Jakkolwiek to zabrzmi bardzo cieszę się, że mogłem tam być i modlić się za zmarłego Tatę jednego z moich kolegów, z którym – co by nie powiedzieć jestem jak rodzina, może nie najbliższa ale rodzina, wszak znamy się 22 lata – a więc pół naszego życia, a nie mając własnej rodziny – wszak jako księża nie zakładamy własnych rodzin, jesteśmy zdani, skazani na siebie nawzajem.

Niestety – co z przykrością muszę zauważyć na tym pogrzebie zabrakło mi obecności biskupa, wszak jeśli biskup jest ojcem dla każdego księdza – a przy święceniach kapłańskich jest to powiedziane, że… biskup uważa ich (kapłanów) za swoich współpracowników, synów, braci i przyjaciół, a oni ze swej strony powinni okazywać mu miłość i posłuszeństwo. To muszę z przykrością stwierdzić, że dotkliwy i dostrzegalny był tutaj jego brak. To nie ukrywam było dla mnie bardzo, bardzo przykre. Dostrzegalny brak biskupa, który ma być ojcem dla swoich księży. Oczywiście można wytłumaczyć tę sytuację, z pewnością, ale…

Na tym samym pogrzebie byli obecni mundurowi, których kapelanem wojewódzkim jest nasz kolega kursowy. Po uroczystości na poczęstunku, gdyśmy się przywitali powiedziałem do 5 osobowej delegacji policyjnej, że to takie piękne, że mimo niedzieli przyjechaliście ponad 400 km., aby być na pogrzebie. W odpowiedzi od Pana naczelnika usłyszałem – ale proszę księdza to pogrzeb Taty naszego kolegi z pracy, nie mogło nas tu nie być! Po takiej odpowiedzi zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro.

Tam – w policji – jest relacja kolega z pracy, a w kapłaństwie jest, być powinna inna relacja – relacja ojciec – syn…

To już drugi pogrzeb rodzica kolegi kursowego. Kilka lat temu pożegnaliśmy innego Tatę. Cieszę się, że choć w okrojonym gronie, ale staramy się być w miarę możliwości razem, że staramy się być wsparciem dla siebie wzajemnie, a przede wszystkim staramy się być!

Pogrzeb taty księdza

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here