Lipiec jest dla mnie osobiście miesiącem, kiedy świętuję swoje urodziny. W tym rodzinne świętowanie przełożyliśmy na sobotę po urodzinach, gdyż w dzień postny robić przyjęcie – toż to nie wypada!
Oczywiście przygotowanie takiego świętowania w domu, to nie tylko stół, który – przynajmniej wg mnie powinien obfitować w przysmaki dla gości, ale również to wszystko, co związane jest z przyjęciem gości, a wiec sprzątanie: mycie podłogi, ścieranie kurzy, odkurzanie, prasowanie, gotowanie – a wcześniej zrobienie zakupów. W małżeństwie – w rodzinie- zazwyczaj się to rozkłada na męża i żonę, w kawalerstwie – w kapłaństwie – robi się to w pojedynkę. Ale… satysfakcja (jak wszyscy są zadowoleni) jest zawsze bardzo, bardzo duża.
Przygotowany czekałem na gości, którzy zjawili się o 16:00 i zasiedliśmy do przygotowanego stołu. Rozmowy, wspomnienia, plany na przyszłość, a przy tym widok dorastających siostrzeńców, to wszystko sprawia, że sam doświadczam upływu lat i zmian jakie maja miejsce – nie tylko we mnie, ale również w mojej rodzinie.
Niezawodna moja prywatna, osobista siostra – jak zwykle przygotowała przepysznego torta (dodam sama go upiekła) więc i były świeczki, które jak żywo przypomniały, że… już nie 40, a 41 rok życia się rozpoczął.
Dostałem – tu się pochwalę – również prezenty, wśród których najcenniejszym był – już druga urodzinowa – laurka od Chrześniaka, którą – sam wykleiłem plasteliną wujo. Mama tylko narysowała, a ja sam wyklejałem.