Jak tylko mogę, to staram się pracować w domu. To ma oczywiście swoje dobre ale i złe strony. Dobre bo…. obok pracy można zrobić jeszcze tysiąc innych rzeczy – wypić kawę, posłuchać muzyki, wstawić pranie, posprzątać, odpowiedzieć na maile czy porozmawiać przez telefon. Oczywiście to wszystko w tzw. międzyczasie. Homeoffice ma również złe strony – tych może nie ma zbyt wiele – ale argumenty, które są przeciw są większej wagi – otóż jeśli pracujesz w domu, to z jednej strony możesz zrobić więcej bo jesteś „na swoim terenie” ale… nieustannie pracujesz, bo praca znajdzie cię…. W tygodniu i w weekend, o 5 czy 6 rano, ale i o 23 czy 24 w nocy… w zasadzie cały czas jesteś w pracy.
Jak to mówią… każdy medal ma dwie strony – dobrą i złą. Tak trzeba uczyć się powiedzieć sobie stop. Na dzisiaj tyle, więcej jutro. Tyle wystarczy. Jednak odkładając na jutro, umieć też jutro do tego wrócić, by nie odłożyć tego na tzw. święte nigdy!
Ostatnio w domowym homeoffice przygotowywałem tzw. setki – rozmowy przed kamerą – do programu katolickiego, który w najbliższych dniach będę montował w regionalnym oddziale telewizji. Do pracy zabrałem się z samego rana i popijając kawę przesłuchiwałem wypowiedzi uczestników reportażu i układałem je w całość.