Zaczął się miesiąc wrzesień, a to oznacza, że wielkimi krokami zbliża się jesień, a więc sezon, w którym już nie tylko na motocykl, a do codziennej mojej garderoby powróci skóra, która jest nie tylko praktyczna ale i elegancka. Pisałem już tutaj kiedyś w tym temacie.
Przygotowując się do tego okresu zmiany pory roku – po wcześniejszym zamówieniu – przyszła długo wyczekiwana paczka z nowymi spodniami i polówką, oczywiście wykonaną ze skóry – na chłodniejsze jesienno – zimowo – wiosenne dni.
Tak, to prawda kolor, krój, a przede wszystkim to, że są one wykonane ze skóry, wielu wprawi w zdumienie i z pewnością do zachwytu wiele będzie brakowało, ale… jak już kiedyś pisałem – chyba nikogo – jestem przekonany, że nikogo tym nie gorszę i nie mam takiego zamiaru, a dla mnie to niesamowita przygoda z materiałem tak niepopularnym, a tak praktycznym i znanym od wieków – jakim jest skóra.
Przy tej okazji pozwolę sobie jeszcze na jedną dygresję. Spotkałem się kiedyś z zarzutem, że moje zdjęcia w skórze są takie, a takie…, że kojarzą się tak, a nie inaczej… odpowiedź jest prosta – czy i jak się komuś kojarzą, to już jego sprawa. Ja za niczyje skojarzenia – takie czy inne – nie odpowiadam. Sam czuję się w niej idealnie, a jeśli komuś to nie pasuje, nie odpowiada, uważa, że jest nie stosowne, to… już nie mój problem, tylko tej osoby. Może brutalnie, ale… szczerze mam dość cudzego gadania za plecami tego, czy owego, od tych czy innych, którzy nie mówią wprost tylko gdzieś, coś, komuś. Szkoda, że jednym skóra kojarzy się tak, a nie inaczej, a inni widzą – i na pozór nic nie mówią, a za plecami mają bardzo dużo do powiedzenia. A i są jeszcze tacy – byłbym pominął – którzy w kąśliwy sposób będą dogadywać, podgadywać i próbować kpić na mój temat – eh… no cóż dodać… najłatwiej być „szarą masą”,„tłem” nie mającym swojego zdania, nie wychylającym się z tłumu, by przypadkiem ktoś, czegoś nie powiedział, nie pomyślał, a broń Boże nie skrytykował – bo po co mi to! Po co się komuś narażać albo wysłuchiwać to, czy tamto?
Tak, w kapłaństwie można, trzeba być sobą! Być księdzem – tak to rozumiem – nie oznacza z rezygnacji ze swego „ja”, swojego stylu bycia i ubierania, sposobu codziennego życia, pasji czy planów – jeśli to wszystko nie godzi i nie rozmija się z życiem kapłańskim. Trzeba być sobą do końca, nawet wtedy, kiedy wielu będzie komentowało, kpiło i wytykało palcem. Bo jeśli w kapłaństwie zatracisz siebie i staniesz kimś, kogo chcieliby widzieć w tobie – biskup, proboszcz, ludzie w parafii i uczniowie w szkole, a nie będzie w tobie – prawdziwego ciebie – to… nie daj Boże – odchodząc z kapłaństwa będziesz mówił to, co mówią księża, którzy po swoim odejściu udzielają wywiadów i piszą książki: kiedy odszedłem wreszcie poczułem się sobą, wreszcie stałem się wolny, wreszcie mogę być tym, kim naprawdę jestem, już nie muszę nikogo udawać, teraz naprawdę mogę wierzyć w Boga. Absolutnie nikogo nie oceniam, bo to nie moja sprawa, każdy ma swoją drogą – jemu najlepiej znaną, ale uważam, że jeśli w kapłaństwie będziesz sobą i nie będziesz nikogo udawał, to w kapłaństwie będziesz szczęśliwy – co nie znaczy, ze wolny od wszelkich trosk – bo tego się nie da zrobić, ale będzie ci dużo łatwiej, bo będziesz sobą!
Zdaję sobie sprawę, że mój styl ubierania może się komuś nie podobać. Wiem również, że prowadzenie bloga wielu krytykuje, wyśmiewa, twierdząc, że jest to promowanie siebie i niepotrzebne uzewnętrznianie się. Słyszałem już o sobie, że jestem dziwakiem, cudakiem, a nadto… tu były różne epitety wysuwane pod moim adresem wielu duchownych w mojjej diecezji i naszym kraju, których nie przystoi cytować. Mimo tego… chcę dalej dzielić się tym, czym żyję. Dzielić się kapłaństwem, które jest dla mnie nie tylko powołaniem, ale drogą na którą zaprosił mnie Pan Jezus, jest przygodą, którą odkrywam wciąż na nowo. Życie księdza diecezjalnego chodzącego w skórze i jeżdzącego motocyklem jest piękne, jest łaską od Pana Boga, na która nigdy nie zasłużyłem i za którą nigdy się Mu nie odwdzięczę!